„Nikt nie myślał, że wyjedziemy”
Jedna z pierwszych grup sierot ewakuowanych z Ukrainy, której bardzo szybko udało się przedostać do Polski, trafiła do Krakowa. Władze miasta opłaciły ich pobyt w hotelu.
- Znaleźliśmy autokar i zdecydowaliśmy się na wyjazd za granicę. We Lwowie cały czas słyszalne są alarmy lotnicze i pięć razy dziennie musieliśmy schodzić do schronu. Zebrać 35 dzieci i schodzić z nimi do schronu, to bardzo trudne. Dlatego podjęliśmy decyzję o wyjeździe, bo to był dla dzieci ogromny stres. Zrozumieliśmy, że trzeba je przewieźć do bezpiecznego miejsca – opowiada Mariana Romaniak z Fundacji Rodni, która opiekuje się sierotami.
Pod ich opiekę trafiają także dzieci, które w trybie nagłym zostały odebrane rodzicom.
- Nikt nie myślał, że będziemy wyjeżdżać. Wróciliśmy do domu po wieczornym spacerze i przyszła do nas siostra, która powiedziała, że w trybie pilnym musimy się pakować i wyjeżdżać. Miałam godzinę na pożegnanie z przyjaciółmi – opowiada jedna z młodych Ukrainek. I dodaje: - Jesteśmy tu, ale nie opuszcza mnie myśl, że tam, gdzie strzelają i bombardują, zostali moi rodacy. Boję się o nich. Mogę przekazać wiadomość całej Rosji, Europie i światu? Tam giną ukraińskie dzieci, zatrzymajcie tę wojnę.
Zapomnieć o wojnie
W porozumieniu z opiekunami, władze miasta zaprosiły całą grupę na wycieczkę do zoo, aby choć na chwilę dzieci oderwały się od wojennej traumy.
- Dzieci rozmawiają o poważnych sprawach dorosłych, że Putin jest zły, że zabija dzieci. One bawią się swoimi zabawkami i mówią: „Ty jesteś dobry bohater, a ty Putin”. One wszystko rozumieją, wiedzą gdzie jest dobro, a gdzie zło. Starsze dzieci bardzo się boją – podkreśla Mariana Romaniak.
- Jest bardzo dużo śmierci, zginęło już bardzo dużo dzieci. Chodzą po przedszkolach, szkołach i żłobkach i strzelają do nich – mówi jedna z podopiecznych fundacji.
"Okupanci ostrzeliwują zwykłych ludzi"
Liliana i Andriana to najstarsze z ewakuowanych dzieci. Niedawno rozpoczęły studia. Andriana na akademii wychowania fizycznego, Lilia jest studentką pierwszego roku prawa na Uniwersytecie Lwowskim.
- Nie mieliśmy pojęcia, na jak długo jedziemy. Wzięłyśmy tylko ubrania – mówi Andriana.
- Kontaktujemy się ze znajomymi, którzy zostali w mieście i pytamy jak sytuacja. Na uniwersytecie mam dwutygodniowy urlop. Oddałabym wszystko, żeby być teraz tam, nawet na najtrudniejszych seminariach – podkreśla Liliana. I dodaje: - Okupanci ostrzeliwują zwykłych ludzi, żłobki, szkoły, uniwersytety. Ta wojna, to też wojna przeciwko dzieciom. Martwimy się o nasze pokolenie i chcemy, żeby usłyszał to cały świat i Europa.
Ostatecznie nowym domem dla dzieci stał się zamek w Janowie Podlaskim należący do grupy Arche. To miejsce szczególne, bo dedykowane przede wszystkim dzieciom z ewakuowanych domów dziecka w Ukrainie. Z dziećmi pozostało sześciu opiekunów i psycholog. Mariana wróciła do Lwowa, aby organizować kolejny transport do Polski.