29 kwietnia 2020 roku babcia Bartka i Kuby – półtorarocznych bliźniaków – wyszła z nimi na spacer. Gdy kobieta stała na chodniku, w wózek wjechał rozpędzony ford mustang.
- Byłam tam od razu, widziałam chłopców, jak wyglądali. Byłam przy Bartku, do końca życia nie zapomnę wyrazu jego oczu. Pamiętam jak histerycznie krzyczałam, czemu karetki tak wolno jadą, czemu nikt ich nie ratuje, nie pomaga. Kuba wyglądał jakby spał, nie było po nim widać aż tak mocnego urazu, u Barta wyglądało to strasznie. Miał bardzo mocno spuchnięte oko, krew lała się z nosa, uszu, każdej części otwartej ciała – opowiada Beata Pieczyńska, matka chłopców.
Obaj chłopcy trafili z poważnymi obrażeniami do szpitala. Niestety, małego Kuby nie udało się uratować – zmarł po 11 dniach. Jego brat Bartek przeżył wypadek. Po miesiącach walki i ośmiu operacjach, wrócił do domu. Wciąż potrzebuje jednak intensywnej rehabilitacji.
Rozpoczął się proces Adama D.
Przed sądem w Szczytnie ruszył proces Adama D. – mężczyzny, który spowodował wypadek. W trakcie śledztwa udało się ustalić, że mężczyzna stracił panowanie nad samochodem rozpędzonym do 95 km/h, zjechał na przeciwległy pas, a później wjechał na chodnik, gdzie znajdowała się babcia i jej dwóch wnuków. Podczas zdarzenia mężczyzna był trzeźwy.
Jak informuje tvn24.pl, podczas wtorkowej rozprawy Adam D. nie przyznał się do winy, nie złożył również wyjaśnień, ani nie odpowiadał na pytania. Odczytał jedynie oświadczenie, w którym wyraził swoje ubolewanie z powodu tragedii, jaka dotknęła rodzinę chłopców. Z oświadczenia wynika, że D. czuje się ofiarą wypadku, nie jego sprawcą.
- Mimo upływu czasu codziennie mam w głowie obraz wypadku. Składam najszczersze wyrazy współczucia i deklaruję moją pomoc w każdej formie – cytuje tvn24.pl oświadczenie oskarżonego.
Przed rozpoczęciem procesu, D. przyznał się do winy. Podczas wtorkowej rozprawy przyznał jednak, że zrobił to, ponieważ tak mu doradzono.
Adamowi D. grozi do 8 lat więzienia.