Do kryminału Arkadiusza W. odprowadził przyjaciel. Mężczyzna zgłosił się sam, strażnik jednak nie wpuścił skazanego na teren więzienia. - Nie ma podstaw przyjęcia - usłyszał Arkadiusz W. skazany na dwa i pół roku więzienia. Wyrok skazujący dostał za za włamania i kradzieże. Przez rok ukrywał się, nie chciał iść do więzienia. Przez ten czas był poszukiwany przez policję. Za namową przyjaciela zdecydował się jednak odbyć karę. Okazało się, że nie jest to takie proste. Arkadiusz W. poszedł do sądu, tam powiedziano mu, by poczekał jeszcze tydzień - tym samym panie urzędniczki kazały mu się jeszcze tydzień ukrywać. - Nie ma wolnych miejsc, to nie sanatorium, że się człowiek zapisze i może przyjść za trzy miesiące - mówiły naszej reporterce panie w sądzie. - Sam nie wiem jak to jest, nie chciałem do więzienia było źle, chcę się zgłosić jeszcze gorzej - mówi skazany. Arkadiusz W. nie mógł być przyjęty do więzienia, bo teczka z jego aktami wędrowała po pokojach w urzędach. - Jego papiery poszły w inne miejsce, u nas ich nie ma, a jemu właśnie teraz zachciało się siedzieć - skwitowała sprawę urzędniczka w sądzie. Policja podeszła z większą powagą do sprawy. - Każdy kto wie o miejscu pobytu poszukiwanego przez policję, powinien to zgłosić, za pomoc w ukrywaniu się grozi kara nawet pięciu lat więzienia - mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. - Nie jestem groźnym bandytą, ale gdybym był to bym mógł już z pięć osób zamordować w tym czasie, gdy starałem się o przyjęcia do więzienia.