Wierni przed sądem

Zaczęły się procesy w sprawie afery salezjańskiej. Choć głównymi aferzystami byli trzej księża salezjanie z Lubina, na ławie oskarżonych jako pierwsi zasiedli parafianie, którzy łatwowiernie na ich prośbę zaciągnęli ogromne kredyty.

Trzej księża salezjanie z Lubina przez cztery lata, między 1999 a 2003 r., namówili ponad czterystu parafian na poręczenie kredytów. Zapewniali, że pieniądze idą na budowę ośrodka wychowawczego i rozbudowę kościoła. Salezjanie współdziałali z niektórymi pracownikami legnickiego Kredyt Banku, którzy nie informując ludzi o szczegółach procedury i konsekwencjach pobrania gigantycznych kredytów, dawali im do podpisania dokumenty. Wierni, ufając swoim duszpasterzom, podpisywali je bez wahania.---obrazek _i/sal/sal2.jpg|prawo|Pieniądze na kościół... i do kieszeni w sutannie--- Pieniądze trafiały bezpośrednio do rąk księży. Ci powierzali je maklerom, maklerzy inwestowali na światowych giełdach. Zysk trafiał na konta założone przez księży. Część zgromadzonych na kontach sum wracała do banku, resztę inkasowali księża. Kryzys na światowych giełdach spowodował załamanie systemu. Bank zaczął domagać się spłaty pieniędzy. Do domów parafian, którzy wzięli gigantyczne kredyty zapukali komornicy. Jednym z tych, którzy zaufał swoim księżom był Waldemar Irski. - Gdybym miał spłacać sam kapitał, bez odsetek, to może za dwadzieścia, trzydzieści lat by mi się to udało – mówi. – Nie wiem, czy starczyłoby mi życia. W podobnej sytuacji jak pan Waldemar są dziesiątki rodzin w Lubinie. Biedni ludzie poręczali kredyty sięgające dziesiątek tysięcy dolarów lub euro.---obrazek _i/sal/sal1.jpg|prawo|Waldemar Irski nie ma z czego spłacić kredytu--- W sprawie zostało wszczęte śledztwo. Główny organizator procederu, ksiądz Ryszard M. trafił do aresztu. Wyszedł z niego po niespełna roku. Wraz z dwoma innymi salezjanami oczekuje na proces. Tymczasem wszelki ślad po nim zaginął. Po opuszczeniu aresztu nie pojawił się w swoim zakonie. Został ukarany zawieszeniem w czynnościach kapłańskich. Zdesperowani oszukani parafianie z prośbą o pomoc zwracali się do episkopatu Polski, prymasa, nuncjusza apostolskiego. Odpowiedź była zawsze taka sama – to wewnętrzna sprawa zakonu salezjańskiego. Zakon w końcu podjął decyzję o spłacie kredytów. - Był to ze strony zakonu gest chrześcijańskiej pomocy – mówi jego pełnomocnik w Polsce mec. Krzysztof Wyrwa. W połowie lutego przed sądem rejonowym w Legnicy zaczęła się rozprawa przeciw jedenastu oskarżonym: ośmiu parafianom i trzem księżom, którzy na prośbę salezjanów wzięli kredyty. To pierwszy proces w sprawie. Przygotowywane są kolejne akty oskarżenia. Łącznie przed sądem ma stanąć około dwustu osób.---obrazek _i/sal/sal4.jpg|prawo|Parafianie zwracali się o pomoc do władz polskiego Kościoła--- - Nie my powinniśmy siedzieć na ławie oskarżonych – mówi jedna z oskarżonych w procesie. – Jesteśmy ofiarami, zaufaliśmy osobom nie w pełni wiarygodnym. Jednak oskarżeni nawet teraz, po poznaniu wszystkich faktów o działalności księdza Ryszarda M. i jego wspólników, wierzą sugestiom księży, że to oni im pomogli. Ta sama kobieta mówi: - Może ksiądz w jakimś stopniu poczuwa się do winy. To, że mamy adwokata, że pieniądze zostały częściowo spłacone, świadczy o tym. Pełnomocnik salezjanów mec. Krzysztof Wyrwa mówi krótko: - Jeśli ksiądz Ryszard M. tak mówi o sobie, to jest to na tyle bezczelne, że nawet nie powinienem tego komentować.---obrazek _i/sal/sal3.jpg|prawo|Kiedy księża staną przed sądem?--- Termin rozpoczęcia procesu księdza Ryszarda M. i jego dwóch wspólników w sutannach nie został jeszcze wyznaczony. Przeczytaj także:Salezjańskie pieniądzeNieuczciwi księżaSalezjańska afera za pół miliardaKsiądz-pedofil naucza o walce z pokusamiMolestowanie na religiiLicytowany kościółDyskoteka w kościele---strona---

podziel się:

Pozostałe wiadomości