Po jednej stronie sporu jest pani Beata i jej rodzina - babka, matka i córka; po drugiej - sąsiedzi. Pani Beata twierdzi, że główną przyczyną sporu jest zazdrość. Jej zdaniem mieszkańcy osiedla nie mogą pogodzić się z tym, że ona i jej rodzina żyją dostatnio, że pani Beata często wyjeżdża za granicę na Cypr i to, co osiągnęła znacznie odbiega od poziomu życia sąsiadów. Ci z kolei twierdzą, że pani Beata nie ma żadnej kontroli nad swoimi działaniami. Padają obelgi, wyzwiska, groźby, dochodzi do rękoczynów. W sprawę zaangażowane są policja i prokuratura. Za naszą namową pani Beata zdecydowała się na współpracę z mediatorami sądowymi, którzy mieli pomóc w rozwiązaniu problemu. - Na początku umówiłyśmy się na spotkanie, ale pani Beata nie przyszła i nie umówiła się na inne spotkanie – mówi Monika Podgórska Polskiego Centrum Mediacji. - Ja już zeszłam konfliktowi na bok, odizolowałam się od tego szamba – przekonuje Beata Szrepfert. - A oni dalej mnie szukają, interesują się moim życiem. Pani Beata wraz ze swoją rodziną wyprowadziła się z osiedla. Czy razem z jej odejściem zniknął też problem? - Ona nadal przyjeżdża tutaj na osiedle, straszy i wyzywa – mówi Paulina, była sąsiadka pani Beaty. – I nie wiemy, kiedy da nam spokój. - Dwukrotnie przyjechali z zakładu pogrzebowego panowie po zwłoki męża – mówi Anita Żyła, była sąsiadka pani Beaty. – Dostarczono nam też wiązankę pogrzebową z ostatnim pożegnaniem. - Ledwie weszłam do domu, pojawiła się policja - opowiada Katarzyna Bartocha, była sąsiadka Beaty Szrepfert. – Ktoś po prostu zadzwonił i przyjechali. Domyślam się, że takie numery robi nasza była sąsiadka. Po godzinie przyjechało pogotowie, że rzekomo biegam z nożem po domu. Przyjechali z kaftanem bezpieczeństwa zabrać mnie stąd. Zaraz po pogotowiu znowu była policja. - Osobami dzwoniącymi były kobiety - mówi kom. Janusz Jończyk z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. – Okazywało się na miejscu, że było to fałszywe zawiadomienie, czyli policjanci tracili czas. - Dzwoniła też księdza i mówiła , że bardzo prosi o przyjazd do matki, która źle się poczuła i chciałaby się wyspowiadać i przyjąć komunię świętą – mówi kolejna z sąsiadek. - Chodziło jej o moją mamę. To już jest naruszenie świętości. Sam ksiądz powiedział, że przecież wyjmował komunię z tabernakulum i że ta osobą posunęła się za daleko. Mieszkańcy osiedla twierdzą, że za fikcyjnymi zgłoszeniami i telefonami stoi pani Beata i jej rodzina. Nie wiedzą jednak, dokąd wyprowadziły się kobiety. Nam udało się z nimi skontaktować. Kobiety zaprosiły nas do swojego nowego domu, ale chcą, aby miejsce ich pobytu nie było rozpoznane. Opowiadają, że ciągle boją się swoich byłych sąsiadów. - Sąsiedzi w dalszym ciągu nie dają nam spokoju – mówi pani Beata. – Interesują się gdzie mieszkamy. Docierają do nas sygnały, że musza nas zabić, wykończyć i zniszczyć. Pani Beata twierdzi, że żyje na uboczu i jej rodzina nie ma kontaktu z byłymi sąsiadami. Tymczasem jej sąsiadom ciągle zdarzają się nieprzyjemne i dziwne sytuacje. - W środę rano była tu opieka społeczna, ktoś zgłosił, że moje dziecko w nocy wybiega na balkon i krzyczy „ratunku” – mówi Katarzyna Bartocha. Sprawdziliśmy w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej czy taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce. - Był to telefon anonimowy – mówi Elżbieta Różycka, dyrektor MOPS w Częstochowie. – Była to kobieta, która się nie przedstawiła. Sygnał okazał się fałszywy. - Ja już zrobiłam wszystko, zeszłam z oczu, straciłam przez nich dom i mieszkanie, straciłam samochód – mówi Maria Szrepfert, matka pani Beaty. - Odbiło się to też na dziecku, bo musiała zmienić szkołę. Jeżeli dalej nas będzie nękała, to oświadczam ci kobieto: znajdź nas. My czekamy na ciebie, ale twój mąż będzie musiał przyjść z workiem po twoje kości. Moje nerwy puszczą, bo jeżeli zabijesz moją córkę – jedynaczkę, każę zabić ciebie. Będzie wet za wet. Te słowa wypowiedziane były w obecności 11 letniej córki pani Beaty, Karoliny. Dziewczynka cały czas uczestniczy w konflikcie, okazuje się, że bierze udział w coraz bardziej nieprzyjemnych wydarzeniach. Niedawno, przy udziale pani Beaty i jej rodziny doszło do nieprzyjemnego incydentu w supermarkecie Tesco. - Dostałem informację, że ukradziono nam towar – wspomina ochroniarz z Tesco. - Poszedłem za kobietami, nie chciały pokazać toreb. Skierowały się do samochodu. Poturbowały za to naszą pracownicę. Policja wie o sprawie, ale na wiedzy i obserwacji kończą się jej działania. Sytuacją rodzinną Karoliny nie zainteresowała się żadna ze szkół, do których chodziła dziewczynka. Tymczasem nie ulega wątpliwości, że potrzebna jest jej szczególna opieka.---strona--- Mimo przeprowadzki dla pani Beaty Częstochowa okazała się zbyt ciasna. Zapowiedziała, że wyjedzie z córką za granicę. - Ja chcę mojej córce pokazać, gdzieś za oceanem, że tam gdzie słońce świeci ludzie są lepsi, i że nie wszyscy są źli. Czy wyjazd pani Beaty to ucieczka wynikająca ze strachu przed sąsiadami? A może to ucieczka przed odpowiedzialnością za to wszystko, co działo się podczas ostatnich miesięcy. Miejmy nadzieję, że nowe miejsce i całkowite odizolowanie od problemu na dobre zakończy spór i zaprowadzi spokój nie tylko na osiedlu, ale również w głowach wszystkich uczestników konfliktu. Na ten temat czytaj również:Czy ten spór przybiera na sile?Wojna domowaDziecięce konflikty, dorosłe awantury Awantura o sąsiada