Dziewczynka, razem z chorym na epilepsję bratem, mieszka w rozpadającym się domu. To dawny budynek gospodarczy. Warunki są tu przerażające. - Tu właśnie leje się z dachu, dlatego jest podłożona wanienka – pokazuje reporterce UWAGI! Weronika Rasała. Po czym oprowadza po reszcie domu: - Tu było moje łóżko, ale bałam się na nim spać, bo nad nim rozpadł się dach. Podłoga jest mokra, bo leje się deszcz. Kuchnia malutka, i wody teraz nie ma. A w toalecie nie ma światła – pokazuje dziewczynka. Weronika ma tylko jedno marzenie: - Chciałabym mieć nowy, czystszy dom, żeby mama miała jakieś warunki mieszkaniowe, kiedy wróci do domu.
Kiedy mama Weroniki zachorowała na raka i trafiła do szpitala, dziewczynką i jej bratem, zaopiekowała się dorosła siostra. Niestety, sama nie ma warunków, aby przygarnąć ich do siebie. – Ten dom grozi zawaleniem. W każdej chwili może spaść dach! To się na pewno stanie, kiedy spadnie śnieg. Zimą nie ma wody, bo zamarza. Warunki tu są niemożliwe do mieszkania – nie ma wątpliwości Agnieszka Rasała. Kobieta podkreśla, że rodzina szukała pomocy w urzędzie miasta i opiece społecznej. – Mama walczyła o mieszkanie socjalne od trzech lat. Instytucje twierdzą, że nie mają lokali i trzeba poczekać. Ale tu nie ma czasu na czekanie! – podkreśla pani Agnieszka.
Kiedy rozmawialiśmy z Weroniką i jej siostrą, ich mama – u której wykryto złośliwy nowotwór szczęki - była w szpitalu. – Nie chcę już tam mieszkać – mówiła reporterce UWAGI!. Odwiedziliśmy ją w szpitalu razem z córkami. – Nie płacz. Mamusia też nie płacze. Kocham cię – żegnała się z Weroniką. Kiedy szła do szpitala podarowała jej królika. – I mówiła, żebym się nie martwiła. Ale bez niej jest bardzo pusto w domu – mówi dziewczynka, przytulając zwierzątko. Weronika kończy w tym roku szkołę podstawową. Lubi szkołę. Ma tam koleżanki. Od dyrektorki zespołu szkół nr 5 w Gdyni, Marzeny Adamskiej, dowiadujemy się, że również szkoła zaangażowała się w walkę o nowy dom dla rodziny Weroniki. A szkolna pedagog, Marzena Witczak mówi o trzynastolatce: - To uśmiechnięta, otwarta dziewczynka. Kiedy z nią rozmawiam, zawsze powtarza, że kocha swoją rodzinę. Szczególnie mamę.
Mimo, że Rasałowie od trzech lat są w stałym kontakcie z Ośrodkiem Pomocy Społecznej, a pracownicy socjalni dobrze znają ich sytuację mieszkaniową, rodzina nie otrzymała lokalu zastępczego. Weronika, za zgodą dorosłej siostry, sama postanowiła przypomnieć się urzędnikom. Ile razy była z mamą w urzędach? – Chyba tysiąc. Wszyscy mówią to samo – mówi zrezygnowana. – Nam leje się z dachu woda – mówiła urzędnikom opieki społecznej. – Moja mama jest w szpitalu, a tata nie żyje – prosiła o pomoc w urzędzie miasta. Konkrety nie padły. - To jest rodzina, która niewątpliwie pomocy potrzebuje i ją otrzyma natychmiast, kiedy tylko pojawi się wolny lokal socjalny. Ale w tym momencie takich nie ma – przekonywała wiceprezydent Gdyni, Katarzyna Gruszecka-Spychała.
- Czy pani wie o tym, że tam zwisa dach, z którego leje się woda? – dopytywała reporterka UWAGI! - Ja z powodu tego, co wiem o warunkach, w jakich mieszkają ludzie, nie śpię po nocach! Ale to nie jest jedyna rodzina, która jest w takiej sytuacji – mówiła wiceprezydent.
- Ja już nie mam nic do powiedzenia – odpowiedziała Weronika.
Mama Weroniki jeszcze przed Świętami miała opuścić szpital i wrócić do swojej rodziny. Tak się jednak nie stanie. Pani Wioletta zmarła kilka dni temu. Dziś odbył się jej pogrzeb…