Wakacyjny klub naciągaczy

Wakacje prawie za darmo? Każde wakacje w innym zakątku świata? A wszystko dzięki wykupieniu udziału w apartamecie? Rzeczywistość nie jest jednak tak bajkowa.

Timeshare - to system wymiany apartamentów, znany jest na całym świecie. Kupuje się na własność apartament w wybranym przez siebie ośrodku, a potem już tylko jeździ po całym świecie wymieniając ów apartament z innymi członkami klubu. - Firmy timesharingowe działają w Polsce od początku lat 90. Większość z nich szybko upadało i odradzało się pod inną nazwą – mówi Regina Domurad z Federacji Konsumentów. - Nastawione były na szybki zysk kosztem konsumentów. Prezentacje ofert zachęcały do podpisywania umów. Problemy zaczynały się później. „Polowanie” na klientów zwykle zaczyna się od sms-a albo telefonu z informacją, że wygraliśmy wspaniałą nagrodę. Należy tylko zadzwonić i zgłosić się po odbiór wygranej. W ten prosty sposób firma zwabia potencjalnych klientów na trzygodzinną prezentację oferty. - Do udziału w prezentacji byli typowani ludzie bardziej majętni, a mniej myślący. Inni mogliby zadawać zbyt trudne pytania – opisuje Krzysztof, były pracownik firmy timesheringowej. - Jak zacząłem głębiej kopać zorientowałem się, że firma sprzedaje gruszki na wierzbie. - Udaliśmy się na prezentację, gdzie panie podchodziły do stolików przedstawiając oferty w bajeczny sposób – wspomina Bronisław (nie chce ujawnić nazwiska), poszkodowany przez jedną z firm. – Pokazali nam prospekty i kasety video z proponowanymi miejscami do wypoczynku, poczęstowali także kawą i herbatą. Wszystko bardzo ładnie wyglądało – dodaje mężczyzna. Pod koniec prezentacji następuje losowanie nagród. Wszyscy wygrywają tylko wycieczki, za które... muszą sami płacić - darmowe są tylko noclegi. Dojazdy, wyżywienie, ubezpieczenia płatne są dodatkowo. - Pod wpływem emocji podpisałem umowę, którą przeanalizowałem dopiero w domu. Nazajutrz zgłosiłem się do firmy, żeby wycofać pieniądze. Odmówili mi. Dodatkowo kazali jeszcze dopłacić, a potem straszyli adwokatem – mówi Bronisław. Natalia Hubicka wykupiła apartament w ośrodku w Darłówku i chciała skorzystać z oferty firmy. Pojawiły się jednak problemy. - Powiedziano mi, że zagubiono moją rezerwację. Zrozumiałam - każdemu mogło się to zdarzyć. Dokonałam, więc drugiej – wspomina Natalia Hubicka. Przez pół roku, jeszcze kilkakrotnie rezerwowała apartament podając kilka dat wyjazdu. Za każdym razem odsyłano ją z kwitkiem. Przez dwa lata Natalia bezskutecznie starała się odzyskać pieniądze. Dzięki naszej wizycie w klubie wreszcie je dostała. Bronisław miał mniej szczęścia. Pomimo natychmiastowej rezygnacji z oferty, trzy lata walczył o swoje pieniądze.- Wyrok zapadł w 2003 roku, nakazano firmie zwrot pieniędzy wraz z odsetkami. Jednak sprawę umorzono, bo firma splajtowała i była niewypłacalna. Zaś jej prezes był nieuchwytny - opisuje Bronisław. Przy sprzedaży oferty nikt nie wspomina o problemach z rezerwacją, a ośrodki wypoczynkowe mają zbyt małą liczbą apartamentów. Latem, gdy większość osób chce wyjechać na wakacje okazuje się, że brakuje miejsc. Wtedy firma proponuje termin zimowy albo wyjazd w przyszłym sezonie. Sporo klientów w tej sytuacji rezygnuje z udziału w firmie i chce wycofać wpłacone pieniądze. To jednak okazuje się niemożliwe. Tym, którzy chcą odzyskać pieniądze pracownicy firmy mówią, że nie ma takiej możliwości, bo to, co wpłacili - pokrywa wysokość kosztów marketingowych. - W przypadku umów timesheringowych, konsument może odstąpić do umowy w ciągu 10 dni. Jednak firma może zastrzec sobie zwrot kosztów niezbędnych do zawarcia umowy, a te są często bardzo wysokie - rzędu 1000 złotych. Są to ceny mocno wygórowane i nie pokrywają się z tym co jest w ustawie i przepisach prawa UE - wyjaśnia Regina Domurad z Federacji Konsumentów.

podziel się:

Pozostałe wiadomości