W obronie własnej

Wracającym w nocy do domu braciom zajechał drogę nieznany samochód. Zagrożeni mężczyźni zaczęli strzelać w pojazd, by się bronić. Ich zachowania nie uznano jednak za obronę konieczną. Zostali oskarżeni i czekają na rozpoczęcie procesu.

Do zdarzenia doszło dwa lata temu. - Wracaliśmy z transakcji podpisania aktu notarialnego. Wyprzedził nas WV polo, który zaczął nas blokować – wspomina Jacek Ruszkowski, który jechał wraz z bratem Dariuszem. Mężczyźni zatrzymali się. Zagrożeni wyciągnęli broń. Oddali strzały ostrzegawcze w powietrze. - Krzyknąłem, żeby nie podchodził. Powiedziałem bratu, żeby dzwonił po policję – dodaje Jacek Ruszkowki. Bracia trzykrotnie dzwonili po policję. Po drugim telefonie poinformowano ich, że funkcjonariusze wyjechali na miejsce. - Jednak samochód nagle zaczął cofać. Zobaczyłem, że napastnik nie rezygnuje i próbuje mnie najechać. Wtedy podjęliśmy decyzję o oddaniu strzałów do tylnich kół – mówi Jacek Ruszkowki. Policjanci przyjechali już po strzelaninie. Technicy kryminalistyki zabezpieczyli osiem łusek. W samochodzie, który zajechał braciom drogę, przestrzelone były między innymi koła i przednie drzwi. Jacek i Dariusz Ruszkowscy trafili do aresztu. Obaj od pięciu lat posiadają pozwolenie na broń. Jeden z nich jest prawnikiem, drugi biologiem. Pracują w kancelarii notarialnej ojca. - Mając pozwolenie na broń do ochrony osobistej możemy 24 godziny na dobę nosić broń i wszędzie z nią chodzić. Nawet z nabojem w komorze - wyjaśnia jeden z braci. Pasażerowie ostrzelanego samochodu twierdzą, że bracia Ruszkowscy jechali niebezpiecznie. Zajechali im drogę, by zwrócić na siebie uwagę. Ostrzelani zeznali, że również dzwonili na policję. Jacek i Dariusz Ruszkowscy od dwóch lat mają postawiony zarzut narażenia zdrowia i życia. Ich zachowania nie uznano za obronę konieczną. Bracia chcieli zakwestionować koronny dowód rzeczowy – przestrzelone drzwi. Ich wątpliwości wzbudził fakt, że w jednym z dokumentów policji jest informacja o jednym otworze po kuli. W drugim dokumencie napisano, że w drzwiach są dwa otwory po kulach. Na tym ostatnim protokole widnieje podpis tylko policjanta, a powinny być jeszcze podpisy uczestników strzelaniny. Dowód rzeczowy zniknął jednak z komendy. - Prowadzimy postępowanie wewnętrzne, czemu nie ma potwierdzenia wydania drzwi. To jest pewne uchybienie daleki byłbym od używania słowa mataczenie – wyjaśnia Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. Jak się okazało, koronny dowód został zezłomowany. Decyzję o jego zniszczeniu podjęła policjanta, która prowadziła śledztwo. Nie uzgodniła tego z prokuraturą. Funkcjonariuszka już nie pracuje.

podziel się:

Pozostałe wiadomości