Wszystkich informacji na temat adopcji dzieci udzielą pełnomocnicy prawni Swietłany. Ich adres mailowy: dzieciakiswietlany@gazeta.pl Swietłana Jakowlewa jest Ukrainką. Do Polski przyjechała szukać pracy, kiedy fabryka, w której pracowała zaczęła płacić pracownikom nićmi. Na Ukrainie zostawiła męża i pierworodną córkę, która wtedy miała sześć lat - miała nadzieję, że oboje wkrótce do niej dołączą, ale mąż w końcu zdecydował się zostać, a potem wystąpił o rozwód. Swietłana nie mogła wrócić do córki, bo nie miała dachu nad głową ani dość pieniędzy. Zarabiała na życie, sprzedając towary na bazarze. Dwaj mężczyźni, z którymi kolejno próbowała ułożyć sobie życie, szybko zniknęli. Owocem pierwszego związku są Paulina i Krystian, drugiego Patrycja i Adrian. W Polsce Swietłana przebywała nielegalnie, a gdy jej paszport stracił ważność, przestała istnieć w rejestrach. Dlatego narodzin czwórki swoich dzieci nigdzie nie zgłaszała. Kilka miesięcy temu okazało się, ze Swietłana jest śmiertelnie chora – nieoperacyjny, szybko postępujący nowotwór szyjki macicy. Nie miała nikogo, kto mógłby zająć się jej dziećmi. - Lekarz, nic nie ukrywając, powiedział mi – kobieto, masz na 100 procent raka, bardzo zaawansowanego – mówi Swietłana. – Pierwsza myśl była – Boże, co dalej, co z moimi dziećmi? Swietłana cierpi, ale największą jej troską jest znalezienie nowej rodziny dla całej czwórki. Pomoc zaoferowali jej pełnomocnicy prawni - Beata Chojnacka i Kajetan Wróblewski. Pomogli uregulować jej sytuację prawną, dzięki czemu Swietłana mogła podjąć leczenie w polskich szpitalach. Wspierają ją w poszukiwaniach nowej rodziny dla dzieci. - W tej sprawie dzieci mają głos – mówi Kajetan Wróblewski, pełnomocnik prawny Swietłany. – Muszą polubić nowego wujka, nową ciocię, to będzie trwało, nie nastąpi od razu. Ważne, by Swietłana i ci ludzie poznali się jak najprędzej. Tylko najmłodsza Patrycja ma obywatelstwo polskie, troje starszych ukraińskie. W razie śmierci matki zostaną deportowane i umieszczone w ukraińskim domu dziecka. Swietłana nie chce, by jej dzieci rozdzielono. Dlatego pełnomocnicy prawni poprosili o pomoc prasę. Do tej pory gotowość do zaopiekowania się dziećmi Swietłany zadeklarowało około czterdziestu rodzin. - Boję się, że kiedy zostaniemy bez naszej mamy, kiedy pójdzie do nieba, to rodzina, która nas weźmie, z początku będzie nas chciała, a potem może nas rozłączyć – mówi Paulina, córka Swietłany. – Może im się nie spodobać, że jest nas za dużo albo że jedni są starsi, a inni młodsi. Paulina, najstarsza z czwórki, przejęła od matki część opieki nad rodzeństwem. Mówi jakby miała nie dziewięć, ale dobre kilka lat więcej – jest poważna, dojrzała. Na jej biurku stoi zdjęcie matki z nieznaną jej starszą siostrą, która mieszka na Ukrainie. - Mama jest dobra, czuła, silna – mówi Paulina. – Nie pokazuje, tak jak inni ludzie, że źle się czuje, ale próbuje to ukrywać, żebyśmy nie czuli tego samego. Ostatnie wyniki badań wskazują, że nowotwór u Swietłany został uśpiony. To jednak, jak mówią specjaliści, nic jeszcze nie znaczy. W tej chwili jej pełnomocnicy chcą jak najszybciej uregulować sprawy związane z obywatelstwem dzieci. Procedura jest jednak długa i skomplikowana. - Wydaje mi się, że to lepsze, kiedy rodzic odchodzi, a nie na odwrót – mówi Swietłana. – Widzę, że moje dzieci żyją. I to jest najważniejsze. Z tamtego świata będę się nimi opiekować.Wszystkich informacji na temat adopcji dzieci udzielą pełnomocnicy prawni Swietłany. Ich adres mailowy: dzieciakiswietlany@gazeta.pl