Kilkunastoletnia Kasia w dzień włóczy się w okolicy dworca głównego w Katowicach. Żebrze – ludzie dają jej po 2, 3 złote. Mówi o tym – ”to wstyd”. Sypia na dworcu albo w opuszczonej ruderze. Opowiada, że czasami ktoś weźmie ją na nocleg do siebie. Jak nieznajomy mężczyzna, który zapytał ją i kilkoro innych uciekinierów, co robią w zimny wieczór na dworcu. - Powiedzieliśmy, że nie mamy gdzie nocować, a on, że ma wolny dom – mówi Kasia. – Przenocował nas. Nie bałam się, zaufałam mu. Kasia uciekła z domu dziecka, bo była dręczona przez starsze wychowanki. Nie mogła się bronić, ale też nikt jej nie bronił. Więcej – mówi, że była przedmiotem agresji ze strony wychowawcy. - Raz, jak wróciłam z ucieczki, to taki jeden Pablo uderzył mnie, zrzucił ze schodów i kopał – opowiada Kasia. – To wychowawca. Mówił, że jestem szmata, że się puszczam, takie rzeczy. Kasia nie jest sama. Z domów dziecka zastraszeni i bezbronni wychowankowie uciekają niemal grupowo. W ostatni poniedziałek z domu dziecka Stanica w Katowicach uciekło 22 wychowanków – ponad trzecia część wszystkich tam mieszkających. Wychowawcy rozkładają ręce – z ucieczkami nie mogą sobie poradzić. Nie mogą sobie też poradzić z ”falą” w swoich placówkach. - Jest ”fala”, tak jak wszędzie – mówi Joanna Kowalska, dyrektorka Domu Dziecka Stanica. – Są tu sami chłopcy, traktują pobyt tutaj jako coś narzuconego, stąd złość, frustracja. Robimy, co możemy, ale nie jesteśmy cudotwórcami. Dom dziecka Zakątek i Stanica, z których masowo uciekają dzieci, były przedtem pogotowiami opiekuńczymi. Trafiały do nich najczęściej dzieci, które kradły, biły się i brały narkotyki. Teraz obie placówki spełniają podwójną funkcję. Są tam różne dzieci - sieroty społeczne, jak i te bardzo zdemoralizowane. - Połączenie domów dziecka i pogotowi opiekuńczych to wielka pomyłka – mówi Dorota Krzywicka, psycholog. – Dzieci, które mają na koncie zachowania przestępcze, gdy wejdą w środowisko dzieci, które nie miały tego typu problemów, albo podporządkowują je sobie, maltretują, albo ich zachowania stają się dla nich wzorcami. Inne dzieci naśladują je, bo nie mają nic w tej próżni, jaką jest dom dziecka. Na zjawisko masowych ucieczek nikt nie ma sposobu. Urzędnicy katowickiego magistratu o skali zjawiska dowiedzieli się od reporterki UWAGI! Rzecznik prasowy Urzędu Miasta Katowice przyznał, że jest nią przerażony i zapewnił, że urząd podejmie kontrole w dwóch katowickich domach, które wykażą, dlaczego wychowankowie z nich uciekają. - Jeśli dane o liczbie uciekających się potwierdzą, natychmiast zostaną podjęte działania, zmierzające do wymiany kadry lub dyrekcji – powiedział Waldemar Bojarun, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Katowice. Po interwencji dziennikarzy UWAGI! i Gazety Wyborczej następnego dnia rano odbyła się wspólna akcja katowickiej policji i Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Służby patrolowały dworzec i wszystkie miejsca, w których potencjalnie mogły być dzieci. Nie udało się im jednak nikogo zatrzymać. Policjanci zapewniają, że akcja będzie trwała dotąd, aż wszyscy uciekinierzy nie zostaną zatrzymani i umieszczeni w bezpiecznym miejscu.