Buczków, wieś w Małopolsce. Wezwane pogotowie i policja znajdują w budynku gospodarczym 24-letnią niepełnosprawną Anetę. W pomieszczeniu, które niegdyś było stajnią, w strasznych warunkach, mieszka razem z matką. Na wprost, w skromnym domu, mieszka ciotka Anety wraz z mężem, synem i synową. Pogotowie powiadomił kuzyn niepełnosprawnej dziewczyny. Udało nam się z nim zamienić kilka słów. - Przyjeżdżam tu czasami. Chciałem pomóc ją umyć. Nie dało się już wytrzymać. Ostatni raz byłem tu z trzy miesiące temu. Wtedy mieszkała już w stajni. Awantury były od zawsze, chodziło o mycie się. Ciotka nie chciała się myć, była wrogo nastawiona do wszystkich – mówi. ---ramka 23796|prawo|--- - Z treści zeznań ukazał się straszliwy obraz. Od ponad roku matka z córką mieszkały w stajni konnej. Była tam ustawiona jakaś wersalka, fotel. Matka nie tylko zaniedbała własną córkę, ale doprowadziła do skrajnego wyczerpania jej organizmu. Usadziła córkę na wiaderku, na którym cały czas siedziała i gdzie załatwiała swoje potrzeby. Po pewnym czasie kuzyn skonstruował fotel z wycięta dziurą, a pod fotelem było ustawione wiaderko. Wiaderko miało pełnić rolę toalety – mówi Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Choć gospodarstwo, w którym przebywała Aneta, stoi na uboczu, sąsiedzi mieli świadomość, że dzieje się tam coś niedobrego. - Ta siostra gadała, że wieczny był kłopot z myciem. No i w końcu zabrały się i poszły do stajni. Matka przychodziła czasami do nas. Bałam się, że jakieś wszy przyniesie. A jaki smród był – mówi sąsiadka. Rodzina niepełnosprawnej Anety i jej matki mieszkała kilka metrów dalej. Nie mogli nie wiedzieć o rozgrywającym się dramacie, jednak nikogo o nim nie informowali. - Ona była bardzo zaniedbana, brudna. Sporo warstw ubrań miała na sobie. Zawszona, odwodniona. Będzie to długie leczenie – parę miesięcy. Może być później problem z postawą stojącą, bo w tej chwili mięśni nie ma. One były martwiczą masą, którą musieliśmy usunąć. Nie ma w tej chwili pośladka i części uda - mówi dr med. Zbigniew Kempf, ordynator oddziału Chirurgii Ogólnej i Urazowej, Szpital Powiatowy w Bochni. Opiekę prawną nad Anetą do jej 18 urodzin sprawowała ciotka. Po uzyskaniu pełnoletności opieka ta ustała i dziewczyną zajmowała się matka. Z naszych informacji wynika, że jest ona także niepełnosprawna umysłowo. Prokuratura wystąpiła o szczegółowe badania psychiatryczne w tej sprawie. Na razie jednak to ona, jako osoba pełniąca opiekę, otrzymała zarzuty prokuratorskie. Obie kobiety były - przynajmniej w teorii - pod opieką Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Choć urzędniczki z ośrodka zgodziły się na rozmowę z nami, jednak nie miały odwagi by pokazać twarze. - Nikt z opieki do nas nie przyszedł i nie pytał – stwierdzili sąsiedzi. - Nie chodzimy po sąsiadach. Wywiad społeczny to zachowanie anonimowości – stwierdziły urzędniczki. Jak się dowiedzieliśmy, ciotka dziewczyny rozmawiała w kwietniu z pracownicą opieki społecznej. Zapewniała, że wszystko jest w porządku. Pracownicy opieki te zapewnienia wystarczyły, mimo że zgodnie z prawem powinna osobiście odwiedzić podopiecznych przynajmniej dwa razy w roku. - Ponieważ wiemy, że ośrodek pomocy społecznej był powiadamiany o sytuacji kobiet i pracownicy byli u nich w przeszłości, prokuratura dokona oceny, czy zachowanie innych osób, członków rodziny, jak też osób reprezentujących instytucje powołane do niesienia pomocy osobom w trudnej sytuacji bytowej, życiowej, rzeczywiście, nie naruszyły tutaj przepisów prawa karnego i czy jest możliwa odpowiedzialność innych osób – mówi Elżbieta Potoczek-Bara, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie. - Wina jest złożona. Nie można powiedzieć, że to tylko Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej przez swoje zaniedbania doprowadził do takiej sytuacji. Zaufaliśmy rodzinie, która prawnie i moralnie była powołana do dbania o członków swoich rodziny – uważa Józef Słonina, wójt gminy Rzezawa. - Nie poczuwamy się do winy – dodają urzędniczki.