W Trzebini wciąż zapada się ziemia. „Ile można żyć w strachu?”

TVN UWAGA! 353156
Mieszkańcy Trzebini żyją w ciągłym strachu. Co kilka dni słyszą, że w kolejnym miejscu w ich mieście zapadła się ziemia. Tymczasem instytucje odpowiedzialne za usunięcie zagrożenia nadal nie wiedzą, jak skutecznie pomóc.

Choć wszyscy trzebinianie wiedzieli, że przez ponad sto lat działała w ich mieście kopalnia węgla, władze uspokajały, że dawne, umieszczone płytko pod ziemią, chodniki i wyrobiska nie stanowią żadnego zagrożenia.

Pęknięcia ścian

Mieczysław Rogalski kilkanaście lat temu rozważał kupno domu w tej okolicy.

- Był urząd górniczy, który wydał mi oświadczenie; „Projektowana budowa znajduje się poza zasięgiem wpływów eksploatacji górniczej KWK „Siersza” – cytuje mężczyzna.

Po latach okazało się, że dom pana Mieczysława i jego rodziny nie jest jednak bezpieczny.

- Na ścianie przy drzwiach wejściowych widać pęknięcia. Widać też, że dobudowana do ściany budynku klatka wyraźnie odjeżdża, robi się szczelina – opowiada Rogalski.

Zapadliska

Dom rodziny Siewierków stoi na działce, gdzie kilkanaście lat temu powstało jedno z pierwszych zapadlisk w mieście. Specjalna ekipa przez pół roku wstrzykiwała wówczas pod ziemię tysiące litrów specjalnej mieszkanki.

- Przed kupnem domu zaznajomiliśmy się z całą dokumentacją. Z dokumentów wynikało, że będzie to najbezpieczniejsza działka. Żadna inna nie została tak zabezpieczona – mówi Paweł Siewiorek.

- Działka została podzielona, porobione zostały odwierty. Mieszankę wtłoczyli do 78 odwiertów – dodaje Marta Downarowicz.

Po pewnym czasie sytuacja stała się niepokojąca.

- W okolicy zaczęły powstawać dziury – mówi pan Paweł.

- Dziura na cmentarzu, dziura w Gaju [jedno z osiedli – red.], dziura na działkach. Myśleliśmy, że nas to jednak nie dotyczy. Ale 25 grudnia, w pierwszy dzień świąt, dziura zrobiła się na naszej działce – mówi pani Marta.

Zapadlisko miało około cztery metry głębokości i około cztery metry średnicy. Zostało już zasypane.

Seria zapadlisk

Seria groźnych zapadlisk ziemi rozpoczęła się kilkanaście miesięcy wcześniej. Najpierw pojawiła się wiadomość o olbrzymim kraterze na terenie ogródków działkowych, tuż obok domów. 20 września zeszłego roku, około południa, olbrzymi huk wstrząsnął miejscowym cmentarzem.

- Najpierw było ogromne ujście energii powietrza do góry i nagle, w sekundzie, to się zapadło – opowiada Marek Harwes, radny Trzebini.

- Zapadło się 40 grobów. W dole leżały nagrobki, porozbijane tablice i nawet trumny. Zapadło się to na około 20 metrów głębokości – mówi Lucyna Kłeczek, mieszkanka Trzebini.

Nagrobków i zwłok nie udało się wydobyć. Głęboki krater po prostu zasypano.

- Nie możemy chodzić na działki, bo się boimy, na cmentarz też nie. Koło kościoła też nie, bo tam też dziury wypadają. Nie wyobrażam sobie, jak dalej ma wyglądać życie na tych terenach – przyznaje pani Lucyna.

Czemu powstają zapadliska?

- Historia górnicza tego rejonu trwała dość długo, a proces likwidacji trwał kilka miesięcy, czyli bardzo krótko – mówi prof. Mariusz Czop z wydziału geologii, geofizyki i ochrony środowiska AGH.

- Gdyby kiedyś sięgnięto po doświadczenia ze świata, to na pewno nikt pozwoleń na budowę na tych terenach by nie dawał. Trzeba było najpierw zinwentaryzować wszystkie płytkie wyrobiska i postarać się o ich likwidację. Ale wiadomo, że są to koszty, a chodziło o jak najtańszą likwidację. Żeby jak najtaniej to zrobić, a jak szkody górnicze będą się pojawiać, to się zobaczy. To stosowanie strategii strusia, wsadzenie głowy w piasek i czekanie, co się stanie. Oby nikomu dom się nie zapadł i żeby ludzie nie zginęli – podkreśla prof. Mariusz Czop.

Za wszystkie szkody i niebezpieczeństwa spowodowane przez dawną kopalnię odpowiada państwowa Spółka Restrukturyzacji Kopalń. Problem w tym, że instytucja ta wciąż nie wie, jak ratować sytuację w Trzebini, bo nie wie, gdzie mogą powstać kolejne zapadliska.

- Eksperci przedstawili wstępne wnioski, czyli powiedzieli, że zapadliska, pewne pustki, anomalie, które są w tym terenie, występują głównie na terenach niezamieszkałych oraz że rejon osiedla "Gaj" jest obszarem bezpiecznym – stwierdza Mariusz Tomalik ze Spółki Restrukturyzacji Kopalń.

Ale na tych terenach w ostatnim czasie też powstały zapadliska.

- Sytuacja jest niezwykle trudna. Podjęliśmy niezbędne działania do tego, aby przeprowadzić na tym terenie badania. Niezbędny do tych działań był specjalistyczny sprzęt, odpowiednia wiedza i doświadczenie, w związku z tym może być wrażenie, że działania są rozwleczone w czasie – dodaje Tomalik. I deklaruje, że do 15 lutego mają zostać przedstawione wyniki badań geotechnicznych, które opracowują eksperci AGH.

Tuż przed naszym przyjazdem w mieście powstała kolejna dziura.

- Jako mieszkańcy przede wszystkim czekamy na to, żeby SRK przedstawiło raport badań georadarem. Był jeden termin, drugi termin, teraz dowiadujemy się, że ma być to w połowie lutego. Boję się, że raport się przedłuża, bo być może wiadomości, jakie są do przekazania, mogą być ciężkie do przyjęcia dla mieszkańców – mówi Marek Harwes.

Badanie

Postanowiliśmy pomóc mieszkańcom. Wynajęliśmy specjalistyczną firmę, która zgodziła się sprawdzić teren, którego od blisko półtora roku nie potrafi zbadać odpowiedzialna za kopalniane szkody spółka. Badanie, choć wyrywkowe, powinno dać odpowiedź, czy na najbardziej zagrożonym trzebińskim osiedlu "Siersza" może w najbliższym czasie zapaść się ziemia.

Sprzęt szybko wykrył tzw. pustkę na jednej z osiedlowych ulic. Później kilkadziesiąt metrów od zabudowań.

- My tak naprawdę w tym momencie, jeżeli chodzi o skalę tego obszaru, sprawdzamy tylko promil. I jeżeli już wykrywamy jakieś pustki, to ta rzeczywista skala może być co najmniej niepokojąca, a żeby być dosadnym, przerażająca – mówi Łukasz Porzuczek z Grupy Geofusion.

- Żeby przebadać ten teren na poważnie, to trzeba wydać 17-20 mln zł. Na tej podstawie można by podjąć decyzję, co robić dalej – dodaje Porzuczek.

Przy okazji naszych badań zrozumieliśmy, dlaczego Spółka Restrukturyzacji Kopalń do tej pory nie ma danych na temat zagrożeń w Trzebini i nie wie, co robić dalej. Procedura trwa już półtora roku, bo początkowo do ogłoszonego przez spółkę przetargu nie przystąpiła żadna firma.

- Ogłosiliśmy przetarg i przystąpiliśmy do działania niezwłocznie po tym, jak powstało pierwsze zapadlisko. Kwota przetargu to 1,7 mln zł – mówi Mariusz Tomalik.

Może problem jest w zbyt małych pieniądzach?

- Działamy tak, żeby te badania przeprowadzić skrupulatnie, żeby powstały możliwie jak najszybciej – stwierdza Tomalik.

- Boimy się. Na moim ogrodzeniu wywieszona jest tabliczka przez SRK: „Wstęp wzbroniony, teren zagrożony”. Nikt nam nie powiedział co robić. Najchętniej byśmy się wyprowadzili, nie czuję się tutaj bezpiecznie – mówi Marta Downarowicz.

- Kto wie, kiedy dziura może pojawić się w jakimś niebezpiecznym miejscu, że wciągnie jakiegoś przechodnia, jakiś dom i stanie się tragedia. Dokąd można żyć w strachu? – mówi Andrzej Pogoda, mieszkaniec Trzebini.

podziel się:

Pozostałe wiadomości