- Zacząłem się cały palić. Wybiegłem na halę, gdzie dmuchają szkło. Tam się przewróciłem. Nie miałem siły już dalej biec, bo strasznie mnie bolało – wspomina poparzony Sławek Krzywda. Praca w hucie była pierwszą w jego życiu. W hutach, aceton używany jest do mycia szkła. Dlaczego ta wybuchowa substancja znalazła się w miejscu, w którym nie powinno jej być? Jak twierdzą pracownicy, na polecenie dyrekcji napełniali acetonem palniki. Przez całą dobę, silnie wybuchowa substancja miała kontakt z ogniem - a to w rażący sposób narusza przepisy BHP. Naczynie z acetonem stłukło się, aceton zapalił, płomienie ogarnęły 19-letniego pracownika. Chłopak trafił do szpitala z rozległymi poparzeniami tułowia, rąk i szyi. Przeszedł kilka poważnych zabiegów. Czeka go jeszcze bardzo bolesne leczenie, przeszczep skóry, a później długa i kosztowana rehabilitacja. - Aceton jest substancją bardzo łatwopalną. Spala się z dużą intensywnością, więc istnieje nawet zagrożenie wybuchem. Dlatego przy jego stosowaniu jest bezwzględny zakaz używania ognia – wyjaśnia st. kpt. Janusz Chawiński ze straży pożarnej w Krakowie. - Nie byliśmy przeszkoleni jak używać tej substancji – opowiada brygadzista Tadeusz Pikuła. - Większość pracowników mogła nawet nie wiedzieć, że jest tak łatwopalna. A u nas aceton był używany do palników, gdzie zastąpił naftę, która była droższa. Aceton to substancja łatwopalna i wybuchowa. Sposób jej użycia jest ściśle określony. Choć jest dostępna w sklepach, przy każdym zakupie trzeba podpisać deklarację, do czego będzie wykorzystana. - Aceton znalazł się tam w wyniku samowoli pracowników. Kierownictwo nie wiedziało, że był on używany – lakonicznie tłumaczy Mariusz Gierlach, pełnomocnik zarządu firmy Deco-Glass. Pracownicy huty mają jednak inne zdanie. - Sam kierownik zmiany wypisywał majstrowi kwity na pobranie acetonu, oprócz tego musiał wiedzieć o tym kierownik zakładu, ponieważ codziennie obserwuje wszystko na monitorach przemysłowych – mówi Sylwester Krzywda. Dzień po wypadku, Sławka w szpitalu odwiedzili przedstawiciele firmy. Nie pytali o stan zdrowia. Chcieli wymusić na nim podpis pod protokołem, w którym miał stwierdzać, iż wypadek nastąpił nie z winy zakładu, a on sam został wcześniej przeszkolony. Ojciec Sławka ma wyrobioną opinię na temat kierownictwa huty: - Uważam, że dyrekcja wiedziała, czym grozi dawanie acetonu na stanowiska pracy przy ogniu, ale i tak pozwalała na to. Sprawą zajęła się prokuratura. Na razie dyrekcja huty nie poczuwa się do odpowiedzialności i nie myśli o wypłacie odszkodowania. Tymczasem chłopaka czeka kosztowna rehabilitacja, a pieniądze z ZUS-u może otrzymać dopiero po zakończeniu leczenia.