Pociąg TLK relacji Warszawa Wschodnia-Katowice wykoleił się w piątek w Babach koło Piotrkowa Trybunalskiego. Jechał nawet trzy razy szybciej niż mógł na tym odcinku – 118 kilometrów na godzinę, choć ograniczenie w miejscu wypadku wynosiło 40 km. Jedna osoba zginęła, 84 zostały ranne. - Leżałam na drzwiach przedziału, a korytarz był nad przedziałem, dusiliśmy się od kurzu – mówi Ewa Sendor, pasażerka pociągu. – Pode mną słyszałam krzyki – jesteśmy tutaj, ratujcie nas. Z torów wypadła lokomotywa i cztery wagony. Najbardziej poszkodowani pasażerowie jechali w pierwszym wagonie, który w chwili wypadku przewrócił się. Z pomocą pospieszyli inni pasażerowie pociągu. Sławomir Olbryś, 43-letni strażak wracał z delegacji do domu. Pociągiem TLK na trasie Warszawa- Katowice podróżował dość często, ale pierwszy raz jechał nim tak szybko. - Najpierw było wielkie przerażenie, ludzie płakali, krzyczeli, nie wiedzieli, co się dzieje – mówi Sławomir Olbryś. – Widziałem, jak matka pobiegła za dzieckiem, które pobiegło w przeciwną stronę. Zapamiętałem mężczyznę, którego nazwałem Saksofonista, bo podczas podróży opowiadał o saksofonie. Wsadziliśmy go do karetki i pożegnaliśmy – cześć, trzymaj się. Pan Sławomir zapamiętał też pasażerów, którzy jak on pomagali rannym. Był wśród nich 34-letni Krzysztof Sobczyński. Choć sam ucierpiał w wypadku, doznał licznych obrażeń nóg i pleców, ani chwili nie wahał się, by pomóc bardziej potrzebującym. - Ludzie zobaczyli moją kamizelkę klubu motocyklowego – mówi Krzysztof Sobczyński. – Widzieli te napisy, znaki, napis Poland i pewnie myśleli – ten facet wie, co robi. A to g… prawda, bo też byłem w panice i nie wiedziałem, co robić. Pomoc takich pasażerów, jak panowie Sławomir i Krzysztof okazała się nie do przecenienia. Ci ciężej poszkodowani mówią dziś, że gdyby nie ona, to sytuacja mogłaby potoczyć się w jeszcze gorszym kierunku. - Wybuchłaby panika i stałoby się coś jeszcze gorszego – mówi Urszula Nowak, pasażerka pociągu. – Pomogli mi wyjść, sama nie dałabym rady, tak byłam sparaliżowana strachem. Maszynista pociągu został na dwa miesiące aresztowany. Prokuratura zarzuca mu spowodowanie katastrofy w ruchu kolejowym. Grozi za to do 12 lat więzienia. Maszynista nie przyznaje się do winy.