Były monter TPSA pokazał reporterowi UWAGI! jak łatwo zdobyć kluczyk, dzięki któremu można dostać się do urządzeń telefonicznych. Po podłączeniu słuchawki można było rozmawiać z każdym miejscem na świecie. Oczywiście na cudzy koszt. - Skąd wziąć kluczyk? Popytać na osiedlu. Na pewno mają. Kolega koledze sprzeda – tłumaczy były pracownik TPSA. – Telekomunikacja twierdzi, że nie da się dorobić takiego kluczyka, ale tak naprawdę jest to bardzo łatwe – zapewnia mężczyzna. Obszarem doświadczalnym stały się Tychy. Reporter UWAGI! razem z byłym pracownikiem TPSA jeździli po mieście i sprawdzali skrzynki. Do większości z nich nie trzeba było nawet kluczyków – zardzewiałe, nie były niczym zabezpieczone, a kable wisiały na zewnątrz. Te szafki, które dziwnym trafem były zamknięte, stawały otworem po użyciu kluczyka. - Jestem przekonany, że naszym klientom nic nie grozi, jeśli chodzi o nieautoryzowane podpięcia do sieci – zapewnia przedstawiciel Telekomunikacji, Piotr Kostrzewski. Mężczyzna nie stracił pewności siebie, nawet po pokazaniu mu kompromitujących nagrań, na których widać, z jaką łatwością można okradać, a także podsłuchiwać abonentów. Nikt nie zwrócił uwagi na naszego reportera i mężczyznę, którzy w biały dzień otwierali skrzynki telefoniczne i podłączali do nich słuchawki. - Na początku jeździło się na reklamacje normalnie, w papierach pisaliśmy, że były ślady podłączeń i sprawa szła wyżej – opisuje monter TPSA. – Jednak od pewnego czasu, mamy zabezpieczać szafki i udawać, że nic się nie stało. - Nikt nie chciał ode mnie odebrać karty, na której było napisane, że ktoś był podłączony – wspomina inny monter. – Przychodziła wtedy czysta karta kontroli z centrali, na której pisało się, że wszystko było w porządku. Trzeba było tak robić, bo wiadomo, że każdy chce pracować – dodaje mężczyzna. W nagraniu ukrytą kamerą, bezpośredni zwierzchnik monterów, pracujący w TPSA przez 10 lat, potwierdził ich słowa. Jadwiga Włodarska z Bytomia, tylko za dwa miesiące rozmów musi zapłacić 11 tysięcy złotych. Rachunek nabili jej złodzieje, którzy po podpięciu do jej linii dzwonili na audiotele. - Sprawa miała miejsce w 2002 roku, jest rozpatrywana w TPSA, a odsetki rosną. Z jedenastu tysięcy zrobiło się pewnie ze dwadzieścia – mówi Jadwiga. – Kiedy dostałam taki gigantyczny rachunek, zgłosiłam reklamację i wezwałam montera. Przewód telefoniczny do jej mieszkania przebiegał na zewnątrz kamienicy. Każdy mógł się do niego podpiąć i rozmawiać. Monter odciął przewód, który był jedynym dowodem kradzieży impulsów z numeru Jadwigi. Niestety kabel w tajemniczych okolicznościach przepadł. Reporter UWAGI! zgłosił na Błękitną Linię TPSA, to, że jedna z szaf telefonicznych jest otwarta. Dopiero po całym dniu i dodatkowych dwóch telefonach, późnym wieczorem zjawił się monter i „zabezpieczył” skrzynkę. Została tak zamknięta, że można ją było bez trudu otworzyć kombinerkami.