Kobieta przez lata wynajmowała mieszkania, potem tułała się po różnych ośrodkach i przytuliskach. Rok temu była już druga na liście oczekujących na lokal, jednak mieszkania socjalnego nie dostała. Po 16 latach starań, nawet nie potrafi zliczyć pism, które wysłała urzędnikom.
Adres: Namiot przy ul. Jeziornej
W końcu, zdesperowana kobieta rozbiła namiot w lesie. By zwrócić uwagę na swój los zaczęła wpisywać w korespondencji z urzędnikami adres: namiot przy ul. Jeziornej. Nikogo to jednak nie poruszyło.
- Zrobiłam wszystko, żeby dostać mieszkanie – zapewnia 50-latka.
Przez lata urzędnicy proponują pani Mariannie jedynie, by mieszkała w schroniskach dla bezdomnych. Z jednego z takich miejsc kobieta musiała uciekać. Została pobita przez jedną z podopiecznych.
- Osoba, która zrobiła mi krzywdę, latała z nożem, bo była pijana. Weszła do mojego pokoju, podleciała i mnie trzasnęła w głowę. Wszyscy tam wiedzieli, że mam tętniaka, ale nikt mi nie pomógł. Sama musiała zadzwonić po karetkę – opowiada 50-latka.
Z dokumentacji medycznej wynika, że pani Marianna trafiła na SOR z bólem głowy, zaburzeniami mowy, podwójnym widzeniem. Zaznaczono w niej, że kobieta została kilkukrotnie uderzona w głowę.
- Każdy może mówić, co chce. Ja nie byłem przy tym, gdy ktoś uderzył ją w głowę. To jest pierwsze takie zdarzenie i dla mnie to nie jest przemoc żadna – Jan Gaszewski, dyrektor Ośrodków dla Bezdomnych Fundacji Wzajemnej Pomocy „Arka”.
Pobita w ośrodku dla bezdomnych
Pani Marianna została pobita w schronisku, do którego w ogóle nie powinna trafić. Jako osoba niepełnosprawna wymaga stałego nadzoru lekarzy, którego tam nie miała. Mimo to Ośrodek Pomocy Społecznej skierował ją do placówki w Zielonej Górze, która miała zapewnić jej tylko nocleg i wyżywienie.
Kiedy rok temu Urząd Wojewódzki kontrolował placówkę okazało się, że ośrodek nie spełnia żadnych wymogów bezpieczeństwa. Poza panią Marianną przyjmowani byli inni niepełnosprawni, którzy wymagają opieki medycznej. Dodatkowo brakuje nadzoru nad podopiecznymi.
- Zasób kadrowy jest znikomy. Jeśli pan dyrektor nie zrealizuje zaleceń, które wydał wojewoda, będziemy wszczynać postępowanie – zapowiada Grażyna Jelska z Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego.
W sieci czytamy, że schronisko oferuje profesjonalną opiekę i wykwalifikowaną kadrę. Z opinii byłych pracowników i podopiecznych wyłania się jednak inny obraz.
Jeden z byłych pracowników, który chce pozostać anonimowy, twierdzi, że w ośrodku od dawna są problemy, a między dyrektorem a podopiecznymi panują złe relacje.
- Niektórzy nazywają to „obóz”. W dwuosobowych pokojach umieszczane są aż cztery osoby, w tym jedna na wózku inwalidzkim. Jedna osoba musi spać na fotelu, bo nie ma łóżka. Warunki są straszne – opowiada mężczyzna.
- Zimna woda, szczury, brud – opisuje ośrodek inna osoba.
Pani Marianna wolała zamieszkać w namiocie w lesie.
- Tutaj mam poczucie większego bezpieczeństwa niż tam – odpowiada.
16 lat czekała na mieszkanie socjalne
Pani Marianna była kiedyś salową i opiekunką osób starszych, jednak ze względu na stan zdrowia musiała zrezygnować z pracy. Teraz otrzymuje 600 złotych zasiłku z ośrodka pomocy społecznej, co ledwo starcza na leki i jedzenie. Gdyby nie pomoc sąsiadów, nie dałaby sobie rady.
- To nie są warunki dla człowieka, to są straszne warunki. Pan kierownik ośrodka pomocy społecznej codziennie dojeżdża tędy do pracy pociągiem i siłą rzeczy musiał widzieć ten namiot. Mimo to się nie zainteresował – ubolewa Patrycja Szymańska, która pomaga 50-latce.
Piotr Kozołubski, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Torzymiu, odpowiada, że nigdy nie zauważył niebieskiej plandeki, którą okryty jej namiot pani Marianny.
- Może w innym miejscu w pociągu siadam – stwierdza mężczyzna.
- Jest bardzo duży głód mieszkań. Mamy 80 osób oczekujących na przydział lokalu. Gmina posiada dwa puste mieszkania socjalne, ale są one zabezpieczeniem gminy na sytuacje kryzysowe – tłumaczy kierownik OPS-u.
Pani Marianna napisała do opieki także pismo z prośbą o paczki z żywnością. Mimo to nie doczekała się żadnej pomocy. Kobiecie towarzyszyliśmy podczas jednej z wizyt w OPS-ie i okazało się, że… paczki będą.
- Jestem już tym zmęczona psychicznie, bo mam dosyć tej sytuacji, w której jestem od lat. Nie widzę już wyjścia. (…) Ile w życiu zrobiłam kilometrów, do ilu drzwi zapukałam, ile razy sama próbowałam zmienić swoją sytuację, żeby mieć to, co dla innych jest normalnością – mówi pani Marianna ze łzami w oczach.
- Gdybym dostała w końcu mieszkanie, pierwszą rzeczą, którą bym zrobiła, to usiadłabym na podłodze i po prostu się rozpłakała – dodaje.
Po naszej interwencji pani Marianna otrzymała pokój od gminy. Umowa obejmuje możliwość mieszkania do 30 czerwca. Czy po tym czasie pani Marianna po tym czasie będzie musiała wrócić do lasu? To zależy od urzędników.