Gdy Robert Sobczak doznał w Egipcie wylewu krwi do mózgu, okazało się, że wakacyjne ubezpieczenie wystarczyło na kilka dni pobytu w klinice. Każdy kolejny kosztował kilka tysięcy dolarów, a za powrót do Polski - możliwy wyłącznie powietrzną karetką - trzeba było zapłacić 30 tysięcy euro. Akcję organizacji pomocy dla taty wzięła na swoje barki 15-letnia Nikola, która wraz z młodszą siostrą wróciła do kraju. W końcu, dzięki akcji „Pomoc dla Roberta Sobczaka”, rodzice przylecieli do Polski, ale lekarze z kaliskiego szpitala studzili nadzieje na powrót taty do zdrowia. - Pacjent miał wykonane wiele razy badania głowy, które wykazują ogromne uszkodzenie mózgu i te zmiany nigdy nie znikną, nigdy się nie cofną. Można liczyć tylko, że jakaś pozostała część mózgu podejmie funkcję - mówiła Marta Dziedzic, oddział neurologiczny szpitala w Kaliszu. Jedyną szansą dla znajdującego się w ciężkim stanie pacjenta była rehabilitacja w warszawskim Instytucie Neurologii. Tamtejszych specjalistów zainteresowała historia walki pani Kamili, Nikoli i Julii o powrót do zdrowia ich męża i ojca. - Zważywszy na to, że jest to pacjent w młodym wieku, jest szansa na to, że tę poprawę uda się uzyskać. Olbrzymie znaczenie ma wsparcie bliskich i przyjaciół. To jest element, który zarówno nam pomaga w rehabilitacji, jak i pacjentom w dochodzeniu do zdrowia – mówiła Iwona Sarzyńska-Długosz, Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. - Dla mnie najtrudniejsze było to, kiedy Robert zaczął odzyskiwać świadomość. I ja widziałam, że jemu napływają łzy do oczu, że tam jest Niagara, ale on gdzieś to wstrzymywał. Natomiast ja płakałam. Nie umiałam wtedy powstrzymać łez. To były trudne momenty, kiedy musiałam mu tłumaczyć, że będzie dobrze, że ma walczyć, że musi podjąć rehabilitację – opowiada Kamila Sobczak. Nieoczekiwana poprawa stanu pana Roberta nastąpiła niedługo po rozpoczęciu żmudnego procesu rehabilitacji. - Wróciłam na trzy dni z córką do Kalisza. Po trzech dniach pojechałyśmy tam znowu i szok. Robert siedział. Nie wierzyłam. Bałam się, że to jest sen. To był taki przełom, że nie wiedziałam czy mam płakać czy się śmiać. Ze szczęścia wycałowałam nawet pielęgniarkę Roberta. Wtedy uwierzyłam, że Robert będzie funkcjonować samodzielnie Jak to już ruszyło, cieszyłam się każdym postępem – mówi żona. - Jego zachowanie ewidentnie zmieniało się w towarzystwie bliskich – żony, córek. Był spokojniejszy, miał spokojniejszy wyraz twarzy. I te najbliższe mu osoby – córki i żona – miały na niego znacznie większy wpływ, i znacznie bardziej stymulowały jego powrót do zdrowia - przyznaje Iwona Sarzyńska-Długosz, Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Na początku października pan Robert po kolejnej operacji mógł wreszcie wrócić do rodzinnego domu, by tam kontynuować codzienną walkę o sprawność i samodzielność. - Ma bardzo dużą wolę walki. To jest najważniejszy argument w powrocie do zdrowia. On nie chce być wyręczany i to jest fajne, to wykorzystujemy. Jak może zrobić krok, to może zrobi jeszcze dwa. Po kroczku, gdzieś dojdziemy któregoś dnia – mówiPiotr Kosiński, rehabilitant. Najpoważniejszym zagrożeniem w procesie dochodzenia pana Roberta do zdrowia jest wciąż brak pieniędzy. Choć pani Kamila wróciła do pracy, urzędnicza pensja nie wystarczy na utrzymanie rodziny i rehabilitację męża. A jej finansowanie przez państwo właśnie się kończy. - Czekają go lata rehabilitacji, żeby Robert mógł wrócić do pełnej sprawności. Tutaj nie można odpuścić – mówi Kamila Sobczak. Nicola nadal prowadzi przez stronę internetową „Pomoc dla Roberta Sobczaka” akcję zbierania pieniędzy na rehabilitację taty. A przed nim samym otworzyły się nowe możliwości - z powodu doskonałych osiągnięć, Instytut Neurologii zaproponował mu kolejną rundę sesji rehabilitacyjnych.