To była żywa pochodnia!

Towarzyskie spotkanie dla 25-letniego Bartka zamieniło się w horror - kiedy spał koledzy spalili go żywcem. Mimo, iż łódzka policja zna nazwiska podpalaczy, pozostają oni bezkarni.

To miało być miłe spotkanie po latach. Bartek umówił się ze znajomymi na wspólne oglądanie meczu. Dołączył do nich Adam, który przyprowadził ze sobą kolegę. Wszyscy znali się z domu dziecka. Podobno Bartek spojrzał się na jednego z kolegów krzywo, od słowa do słowa wywiązała się awantura. - To byli dobrzy koledzy – mówi Ola, koleżanka, która próbowała ratować Bartka. – Kiedy wychodzili, byliśmy pewni, że konflikt został zażegnany. Jednak po godzinie pijani koledzy wrócili do mieszkania. Byli uzbrojeni. - To było straszne zaskoczenie – opowiada Ola. – Jeden przyszedł z kijem bejsbolowym na ramieniu. Drugi miał pistolet. Polali benzyną łóżko, na którym spał Bartek. Wtedy wszystko zaczęło się palić. Krzyki obudziły Asię, narzeczoną Bartka i jego 6-letniego synka. - Złapałam za telefon i natychmiast zadzwoniłam po policję – mówi Asia. – Nikt nie odebrał, więc zadzwoniłam po straż pożarną. Bandyci uciekli przez okno. W płonącym, zamkniętym mieszkaniu zostawili aż cztery osoby. Nie było szans, by uratować Bartka. Ciężko poparzony jeszcze przez tydzień cierpiał w szpitalu. - Bartek wyglądał okropnie! – z przerażeniem wspomina sąsiadka. - To była żywa pochodnia! Bandyci są znani policji, na swoim koncie mają niejeden rozbój i niejedną kradzież. Nadal jednak są wolni. Czują się do tego stopnia bezkarni, że na drugi dzień po pożarze wrócili pod drzwi spalonego mieszkania. - Znamy dane sprawców tego bestialskiego mordu – wyjaśnia Mirosław Minor z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. – Ponieważ nie zostały im przedstawione żadne zarzuty, pozostają na wolności.

podziel się:

Pozostałe wiadomości