Zaburzenia neurologiczne
Jednym z pierwszych przypadków w Polsce był kot Czubaka pani Magdaleny z Gdańska.
- Tego dnia kot spał prawie cały dzień. W nocy obudził mnie hałas, kot się przewrócił, z pyska szła mu piana. Wzięłam go i pojechałam do kliniki – opowiada kobieta.
Mimo szybkiej reakcji, kota nie udało się uratować.
- Pani doktor poinformowała mnie, że kotek miał następujące po sobie ataki padaczki, że jego mózg nie funkcjonuje. Nie działają żadne leki i kot się dusi – dodaje pani Magdalena.
Śmierć Czubaki to dla kobiety duże przeżycie.
- Wiem, że każde zwierzę dla właściciela jest wyjątkowe. W moim życiu koty były od zawsze, ale ten był naprawdę czymś więcej. Było w nim coś takiego, że poczułam jakby odszedł ode mnie człowiek – podkreśla Magdalena Tkaczyk.
Podobny przebieg choroby miał miejsce w przypadku kota państwa Filipiaków.
- Kota znaleźliśmy leżącego w ogrodzie, nie mógł chodzić, jego łapki się rozjeżdżały, były widoczne zaburzenia neurologiczne. Mąż zabrał go do kliniki – opowiada pani Marta.
- Lekarz stwierdził, że temu kotu już nie pomożemy – dodaje pan Karol.
Państwo Filipiakowie nie byli świadomi istnienia choroby, która atakuje koty.
- Dowiedzieliśmy się o tym, już po wszystkim od znajomych. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej, zapewne trzymalibyśmy kotka w domu – tłumaczy pani Marta.
Wirus ptasiej grypy
Wszystkie zgony kotów łączą podobne objawy, zwłaszcza zmiany neurologiczne. Lekarze zaniepokojeni ilością zachorowań i wysoką śmiertelnością zaczęli zgłaszać się do wojewódzkich inspektoratów weterynarii.
- W nocy i w dzień pojawiały się kolejne przypadki. Łącznie około szesnastu, wszystkie kociaczki umarły, wszystkie miały podobne objawy. Choroba ma bardzo gwałtowny przebieg i sto procent śmiertelności – opowiada Małgorzata Banaś, lekarz weterynarii z Trójmiejskiej Kliniki Weterynaryjnej.
Właściciele kotów zaczęli prowadzić w sprawie wirusa własne śledztwo. W mediach społecznościowych powstała grupa „Tajemnicza choroba kotów”. Internauci zbierają dokładne dane, co jadły chore zwierzęta, czy wychodziły z domu przed zarażeniem.
- To idzie już w setkach. Sama znam z 50 przypadków, że ludzie w ostatnim czasie stracili kota. Nie ma w tych przypadkach wspólnego mianownika, że wszystkie kotki zrobiły coś konkretnego, albo znalazły się w podobnych warunkach – mówi pani Magdalena z Gdańska.
- Śmierć mojego kota łączę z surowym mięsem, które dostawał jako dodatek do pożywienia. To nie był kot wychodzący, spędzał czas w domu – podkreśla pani Dominka Wróbel, która straciła kota kilka dni temu.
Wirus ewoluuje
Lekarze weterynarii oraz laboratoria naukowe zaczęły badać i analizować nową chorobę. Zaczęto ją łączyć z ogniskami ptasiej grypy w naszym kraju. Po kilkunastu dniach milczenia Główny Inspektorat Weterynarii w końcu przebadał próbki pobrane od kotów. W najnowszym komunikacie podają, że na 19 dotychczas przebadanych próbek, w 16 stwierdzono wirusa ptasiej grypy H5N1.
- Prawdopodobnie pojawiła się jakaś nowa ścieżka transmisji wirusa, która dotyka koty. W marcu tego roku były doniesienia z Ameryki Południowej, że zmarło tam kilka tysięcy słoni morskich z powodu zakażenia wirusem ptasiej grypy, więc to nie jest pierwszy taki przypadek – podkreśla Krzysztof Pyrć, wirusolog. I dodaje: - Wirusa ptasiej grypy znamy od ponad dwudziestu lat. Obecnie wyróżnia go skala problemu. Wcześniej to była choroba z ogniskami daleko od Europy i to się zmieniło. To czego się boimy, to to, że ten wirus zbyt dobrze przyzwyczai się do ssaków i uzyska możliwość przenoszenia się między ludźmi.
Jak możemy dziś przeciwdziałać transmisji wirusa?
- Dokładnie myć ręce, chować buty, tak aby koty nie miały z nim styczności. Dobrze by było nie wypuszczać kotów na zewnątrz, nawet na balkon – podkreśla Małgorzata Banaś, lekarz weterynarii.
Służby weterynaryjne i naukowcy weryfikują hipotezy, w jaki sposób zarażają się koty. Jest to niezbędne, aby wyeliminować zagrożenie dla naszych pupili.
Nasze reportaże można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl
Autor: Uwaga! TVN