Szkoła nie chce chorych dzieci

Siedmioletni Szymon chory na cukrzycę musiał dojeżdżać 60 km do zerówki, bo wójt gminy i dyrekcja szkoły położonej w pobliżu domu chłopca utrudniała jego przyjęcie. Po naszej interwencji szkoła skierowała nauczycieli na kurs pracy z chorym dzieckiem, zatrudniła pielęgniarkę i przyjęła chłopca do pierwszej klasy.

Ponieważ Szymon od 3 roku życia chodził do zwykłego przedszkola, jego rodzice do dziś nie potrafią zrozumieć, dlaczego dyrekcja szkoły i wójt nie chcieli u siebie Szymona. - W zeszłym roku nie zrobiono nic, żeby Szymon mógł iść do tej szkoły - mówi Beata Tomaszewska, mama Szymona. - Dano nam do zrozumienia, że to jest wasz problem, a nie nasz - mówi Andrzej Tomaszewski, tata Szymona. – Powiedziano: chcecie, żeby syn chodził do szkoły, musicie chodzić razem z nim. Po naszym programie i interwencji kuratorium oświaty szkoła skierowała nauczycieli na kurs pracy z chorym dzieckiem, zatrudniła pielęgniarkę i przyjęła chłopca do pierwszej klasy. Wcześniej dyrekcja szkoły proponowała Szymonowi oddaloną o kilkadziesiąt kilometrów klasę integracyjną, indywidualny tok nauczania, albo żeby jeden z rodziców na stałe chodził z nim do szkoły. Na szczęście tak się nie stało. Szkoła w Leoncinie leży kilka kilometrów od domu chłopca. Do tej pory Szymon na dojazdach do zerówki spędzał po kilka godzin dziennie w samochodzie. - Wcześniej Szymon wyjeżdżał z domu o szóstej rano, a wracał o 19.00 – mówi ojciec Szymona. – Do zerówki miał 60 kilometrów w jedną stronę. - Czasem budził się w samochodzie i nie wiedział, czy to dzień, czy to noc – mówi matka Szymona. – Nie wiedział, czy jedzie do przedszkola, czy wraca z niego. W gruncie rzeczy szkoła nie jest zadowolona, że w skutek naszej interwencji została przymuszona do przyjęcia chłopca. Świadczy o tym stosunek do ekipy telewizyjnej, którą dyrektorka nakazała filmować oraz oświadczenie dyrektorki przeczytane przez jedną z nauczycielek …”Podjęliśmy wszystkie kroki, aby umożliwić edukację Szymona. Szymon powinien uczęszczać do klasy integracyjnej. Posiada, bowiem aktualne orzeczenie na czas nauki w szkole podstawowej z uzasadnieniem, iż specyfika przewlekłej choroby wymaga wobec Szymona szczególnej organizacji nauki, jaką zapewnić mu może klasa integracyjna. Stan zdrowia dziecka wymaga ciągłego nadzoru, ciągłej obserwacji, a szkoła zapewnia klasę ogólnodostępną”… Gdyby wójt i szkoła wykazali elementarną życzliwość Szymon nie musiałby w zeszłym roku dojeżdżać 60 km do zerówki. Stało się tak, bo szkoła nie czuła potrzeby przeszkolenia personelu do pracy z chorym dzieckiem. Jednak do dziś ani dyrekcja szkoły, ani władze gminy w swoim zachowaniu nie widzą nic złego. - Robicie państwo sensację zupełnie niepotrzebnie, bo dziecko było przyjęte do szkoły – mówi Józef Mosakowski, Wójt Gminy Leoncin. I żadna ustawa nie nakazuje nauczycielowi robić dodatkowych specjalizacji. Opieką lekarską według ustawy powinien zająć się rodzic i medycy, nie nauczyciele. Na sprawę inaczej patrzy prokuratura, która wszczęła postępowanie przeciwko dyrektorce i wójtowi. - Tutejsza prokuratura wszczęła śledztwo z urzędu o przekroczenie bądź nie dopełnienie obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy publicznych – mówi prokurator Emilia Krystek z Prokuratury Rejonowej w Nowym Dworze Mazowieckim. – Przestępstwo to zagrożone jest karą do 3 lat pozbawienia wolności. Obowiązkiem wójta jest zapewnienie nauczania każdemu dziecku, nawet bardzo choremu. To jego obowiązek.

podziel się:

Pozostałe wiadomości