Strzelał z desperacji

Miesiąc temu Marek Ż. podpisał umowę na kredyt z Katowickim Funduszem Rozwoju Budownictwa. Nie dostał. Pieniądze postanowił wymusić siłą. Postrzelił dwóch pracowników firmy.

W ostatni piątek Marek Ż. chciał nastraszyć pracowników Katowickiego Funduszu Rozwoju Budownictwa. Firma obiecała mu kredyt. Minął miesiąc, a on wciąż nie otrzymał pieniędzy. Na negocjacje wybrał się z pistoletem. Nie wiadomo, jak przebiegała rozmowa w biurze funduszu. Musiała przebiegać nie pomyśli Marek Ż., gdyż w pewnym momencie postrzelił dwóch mężczyzn, potem zabarykadował się w pokoju, biorąc rannych jako zakładników. Do poddania się skłonił go policyjny negocjator. Po aresztowaniu Marek Ż. trafił do szpitala z podejrzeniem zawału serca. Wcześniej przeszedł już dwa zawały, cierpi na astmę. W szpitalu został mu przedstawiony zarzut usiłowania podwójnego zabójstwa. Grozi mu do 12 lat więzienia. Marek Ż. z Sosnowca pilnie potrzebował pieniędzy. Chciał je przeznaczyć na leczenie żony - przeszła dwa udary mózgu. Sąsiedzi z osiedla małżeństwa Ż. zgodnie podkreślają, że trudno o bardziej zżytą parę. Nie raz widzieli jak Marek Ż. prowadził żonę na spacery. Ostatnio rzadziej. Kobieta czuła się coraz gorzej. Marek Ż. jest bioenergoterapeutą. Gabinet prowadził w domu. Jego specjalnością było leczenie magnesami. W okolicy mało kto korzystał z jego pomocy, więcej pacjentów przyjeżdżało do niego z Katowic - stąd przed rokiem przeprowadził się do Sosnowca. Mimo to na osiedlu był dobrze znany - jego postawną sylwetkę kojarzyli wszyscy. Był lubiany, spokojny, miły, inteligentny – podkreślają sąsiedzi. Bioenergoterapeutę pamięta taksówkarz, który wiózł go przed miesiącem do Katowic. Marek Ż. ponaglał go, by jechał szybciej, bo ma ważne dokumenty dla banku. Denerwował się, palił w samochodzie. Dwa tygodnie później jechał do Katowic z innym taksówkarzem, wtedy już się wściekał, że próbują go rolować. Nie mógł się pogodzić z tym, że jest oszukiwany, gdy ma tak poważne potrzeby. Marek Ż. stał się ofiarą jednej z firm, działających w tzw. systemie argentyńskim. Polega on na samofinansowaniu się grup klientów. Pewna liczba osób wpłaca określone sumy do kasy funduszu – np. 5 lub 10 proc. wartości kwoty, jaką chce otrzymać. Fundusz zbiera pieniądze i co miesiąc losuje osobę, która dostaje kredyt. Reszta czeka na swoją kolej - taka działalność jest w Polsce legalna. Firmy działające w systemie argentyńskim nie informują o tym klientów. Ogłaszają, że udzielają zwykłych pożyczek, na dużo dogodniejszych niż banki warunkach. Ludzie po wpłaceniu pieniędzy nie mogą się doczekać wypłaty kredytu. Nie mogą też wycofać się z transakcji, bo podpisali umowę. Specjalnością firm „argentyńskich” jest takie konstruowanie umów i prowadzenie rozmów, by klient nie zorientowali się na czym naprawdę polega ich działalność. Katowickim Funduszem Rozwoju Budownictwa już w ubiegłym roku interesował się nim Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Marek Ż. nie widział o tym.

podziel się:

Pozostałe wiadomości