Pierwsze strzały padły około godziny 14. w niedzielę. Policję wezwał ranny turysta. Gdy funkcjonariusze okrążyli dom, z którego padły strzały i usiłowali negocjować z jego lokatorem, zaczął strzelać także w ich kierunku. Odpowiedzieli ogniem. Trafiony w brzuch i nogę Józef B. zmarł godzinę później. Sąsiedzi znają Józefa B. od ponad 20 lat. Na górę Żar koło Żywca przeprowadził się z Mikołowa, gdy przeszedł na emeryturę górniczą. Pięć lat temu rozwiódł się z żoną. Mieszkał sam w drewnianej chacie bez prądu i wody. Czasami tylko odwiedzał go jeden z synów. Od pewnego czasu Józef B. zaczął się izolować i unikał kontaktu nawet z najbliższymi sąsiadami. - Raz u niego byłem, ale kręciły się tam agresywne psy – sam je chyba do tej agresji pobudzał – mówi Ryszard Cichocki, sąsiad Józefa B. – Nie utrzymywał kontaktów z sąsiadami. Może miał jakiś problem z rodziną? Bliscy Józefa B. twierdzą, że chorował na schizofrenię, ale to ukrywał i nie pozwalał sobie pomóc. - To się zaczęło już w czasie małżeństwa – mówi członek rodziny Józefa B. – Wszyscy mu pomagali, jak mogli, ale on to odpychał. I kontakt się urwał. Prokuratura nie potwierdziła dotąd, że Józef B. był chory na schizofrenię. Trwają też ustalenia, skąd zdobył nielegalną broń. Na szczęście postrzelony przez niego turysta okazał się niegroźnie ranny. Po jednym dniu wypisał się z żywieckiego szpitala na własne życzenie.