Rodzina ofiar Jacka Jaworka: Czemu nikt nie zajrzał do jego ciotki? [TYLKO W UWADZE!]

Rodzina ofiar Jacka Jaworka
Rodzina ofiar Jacka Jaworka: Czemu nikt nie zajrzał do jego ciotki?
Dlaczego morderca trzech osób przez lata był nieuchwytny? Dlaczego popełnił samobójstwo? Siostra kobiety zamordowanej z mężem i synem w egzekucji dokonanej przez Jacka Jaworka po raz pierwszy zdecydowała się opowiedzieć o tym, jak dowiedziała się o jego śmierci i kim jest kobieta, która go ukrywała.

- Wiem, że kiedyś [Jacek Jaworek - red.] oglądał w domu film, w którym ktoś się zastrzelił. Powiedział wówczas, że jakby on coś takiego zrobił, to tak, że nikt go nigdy nie znajdzie – przytacza pan Ireneusz, szwagier zamordowanej Justyny Jaworek.

- A ofiary, czy jego rodzina czuła, by wówczas jego oddech - dopowiada pani Iwona, siostra zamordowanej Justyny Jaworek.

Małżeństwo usłyszało to od córki Jacka Jaworka.

- Ona bała się go najbardziej. Pisała do Justyny: „Uciekajcie, bo on was zabije” – wspomina pani Iwona.

Jacek Jaworek zabił rodzinę i zniknął

Jacek Jaworek, strzałami z broni palnej, zamordował brata Janusza, bratową Justynę i bratanka - 17-letniego Kubę. Potem zbiegł z miejsca zbrodni i zniknął.

Prokuratura w zeszłym roku zawiesiła śledztwo, przyjmując za najbardziej prawdopodobną wersję tę, że Jacek Jaworek nie żyje. Śledczy uznali, że po dokonaniu zbrodni popełnił samobójstwo.

A jednak żył, może nawet - jak zapowiedział - bardzo blisko miejsca zbrodni.

- Przyjaciółka zadzwoniła i zapytała, czy oglądam telewizję i widzę, co się dzieje. Że znaleźli osobę podobną do niego, która strzeliła sobie w głowę – opowiada pani Iwona. I dodaje: - Początkowo nikt nie chciał tego potwierdzić, czy to on, siostra go nie rozpoznała.

- Mówiła, że to człowiek dobrego wyglądu, nie jakiś zabiedzony. Że był ogolony i czysty. Ale, że twarz to nie jest twarz jej brata – przywołuje Tomasz Górnicz, znajomy Jacka Jaworka.

- Czekaliśmy na badania DNA. Potem jednak mieliśmy potwierdzenie od osoby z rodziny, której ufam. Mówiła, że to na pewno on – opowiada pani Iwona.

- To była informacja, jak bicz. Chodzi o sam fakt, że żył – przyznaje Tomasz Górnicz. I dodaje: - Nie spodziewaliśmy się go w żadnej postaci żywego. Myślałem, że jest gdzieś w lasach, być może 10-15 km dalej, ale już nie dalej.

Policja przeszukiwała okoliczne lasy wykorzystując drony, śmigłowce z kamerami na podczerwień, czy psy tropiące. Setki policjantów przeczesywało trzynaście tysięcy hektarów lasów i zarośli. Policjanci jeszcze dwa miesiące temu wrócili w okolice Borowców, by szukać szczątków Jacka Jaworka.

Samobójstwo Jacka Jaworka

Wtedy Jacek Jaworek jednak żył.

Dziesięć dni po trzeciej rocznicy zbrodni popełnił samobójstwo; strzelił sobie w głowę, w miejscowości Dąbrowa Zielona, pięć kilometrów od miejsca, w którym zabił swoją rodzinę.

- On nie popełnił samobójstwa w jakiś trudno dostępnych ostępach leśnych, tylko zrobił to niemal na oczach wszystkich, blisko miejsca zbrodni, cmentarza, gdzie znajdowała się jego rodzina – podkreśla Arkadiusz Andała, były policjant kryminalny i właściciel agencji detektywistycznej.

- On chciał, żeby jego ciało zauważono i śmiem twierdzić, że popełnienie samobójstwa w takim miejscu jest pewnego rodzaju demonstracją, ale również sygnałem do organów ścigania: „Przez całą tę sprawę kontrolowałem tę sytuację. Nie zatrzymaliście mnie, a teraz ja, na własnych zasadach, na własnych warunkach i z własnej broni popełniam samobójstwo” – dodaje Arkadiusz Andała.

Rodzina Justyny nie wierzy ani w demonstrację, ani w to, że Jacek Jaworek poczuł wyrzuty sumienia. Po tym, jak przedstawiono im wyniki sekcji zwłok sądzą, że mężczyzna nie miał już innego wyjścia.

- Miał problemy ze zdrowiem, był bardzo chory. Może tam, gdzie się ukrywał nie byli w stanie już mu pomóc – zastanawiają się pani Iwona i pan Ireneusz.

- Miał już 2,5 litra wody w płucach i powiększone serce. Cukrzyca – precyzuje pani Iwona.

Gdzie ukrywał się Jacek Jaworek?

To nie był jednak koniec szokujących informacji. Dwadzieścia dni później aresztowano 74-letnią krewną Jacka Jaworka.

- Z prasy się dowiedziałam, że jedyna ciocia, którą znamy ze spotkań na cmentarzu, że to ona go ukrywała. Ciocia, która zawsze przychodziła na grób, która zawsze rozmawiała z [synem ofiar, który ocalał – red.], to było to szokujące – przyznaje pani Iwona.

- Myśleliśmy, że w okolicy wszystko jest sprawdzone. Że nie miał prawa nikt mu pomagać – zaznacza pan Ireneusz.

- Myśleliśmy, że najbliższa rodzina została sprawdzona. Bo jak to? Ciocia, chrzestna, mieszkanka Dąbrowy? Czemu nikt tam nie zajrzał? Zadałam takie pytanie prokuraturze, oficjalnie. Zapytałam, czy któraś z tych cioć była przesłuchana. I wiem, że nie – mówi pani Iwona.

Policja, dopiero po analizie monitoringu, przeszukała okoliczne domy i wtedy okazało się, że przed śmiercią Jaworek przebywał w domu ciotki, której nikt nie podejrzewał.

- Stare porzekadło mówi, że najciemniej pod latarnią – mówi Arkadiusz Andała. I wyjaśnia: - Tutaj mentalnie, po tylu latach, Jacka Jaworka nikt się nie spodziewał. Szukano go za granicą, szukano jego zwłok. Uprawdopodobnione było to, że popełnił samobójstwo. Ludzka czujność została uśpiona.

- Jeżeli Jacek Jaworek przestrzegał pewnych reguł, nie wychodził w ciągu dnia, bo zostałby natychmiast rozpoznany, a wychodził w godzinach nocnych. Albo przyjeżdżał po niego jakiś samochód, bo to jest absolutnie możliwe, że ktoś działał z nim w zmowie i zabierał go w inne miejsca, to mógł w taki sposób funkcjonować przez wiele lat – uważa były policjant kryminalny i właściciel agencji detektywistycznej.

O tym, że Jacek Jaworek mógł przebywać u ciotki, rozmawialiśmy z sąsiadami 74-latki.

- Nic nie wiedziałem – zapewnia jeden z mężczyzn.

- Ciary przeszły po plecach, kiedy dowiedzieliśmy się, że on mógł być tuż za płotem. Sąsiadkę dobrze znam. Zawsze uśmiechnięta. Teoretycznie on mógł być tam cały czas. Dlatego, że jak ona chciała kogoś wpuścić to wpuściła, a jak nie chciała, to nie wpuściła. Nikt tam nie chodził. Te siostry trzymały się razem - usłyszeliśmy.

- Nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego go wzięła. Może próbował wziąć ją na litość, że jest chory. Ale wiedziała, co robi, ukrywała mordercę – zaznacza pani Iwona.

Aresztowana kobieta to jedna z trzech sióstr nieżyjącej matki Jacka Jaworka. Dwie pozostałe spotkaliśmy na posesji, gdzie się ukrywał. Jedna z nich teraz opiekuje się domem, druga mieszka niedaleko, przyjechała tu na rowerze.

- Ona [zatrzymana siostra - red.] mówiła, że on tu wcale nie był. Nie wiem, co się stało - usłyszeliśmy.

O sprawie rozmawialiśmy też z prokuraturą.

- Po ujawnieniu zwłok był zabezpieczony materiał dowodowy w postaci śladów. Były przesłuchiwane osoby, były zabezpieczone nagrania z okolicznego monitoringu. Wszystko to, bardzo obszerne i wymagające analizy, pozwoliło prokuratorowi na dokonanie przeszukania kilku nieruchomości. W wyniku tych czynności ujawniono, w nieruchomości należącej do tej kobiety, przedmioty, które świadczą o tym, że Jacek Jaworek tam przebywał – mówi Piotr Wróblewski z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

Dlaczego siostry, czyli najbliższa rodzina Jacka Jaworka nie zostały przesłuchane? I dlaczego po pojawieniu się zwłok natychmiast nikt nie wszedł do domu, gdzie mieszkały ciotki mężczyzny?

- W trakcie śledztwa dotyczącego zabójstwa w Borowcach było przesłuchanych kilkadziesiąt osób. Osoby te były przesłuchiwane w oparciu o ustalenia, że utrzymywały kontakty z rodziną, która została zamordowana i ze sprawcą. Były przesłuchiwane w charakterze świadków – mówi prokurator Piotr Wróblewski. I dodaje: - Istotne jest również to, że nie wiadomo od kiedy Jacek Jaworek przebywał na terenie Polski przed ujawnieniem jego zwłok w Dąbrowie Zielonej.

- Dobra wiadomość jest taka, że wiemy, że już go nie ma. Natomiast chcielibyśmy wiedzieć, dlaczego ktoś mu pomagał? Co nim kierowało? Czy było to z dobroci serca, czy ktoś był zastraszony? Tego nie wiemy i to chcielibyśmy się dowiedzieć – mówi pani Iwona.

podziel się:

Pozostałe wiadomości