Przeprowadzeniem spisu powszechnego zajmował się Główny Urząd Statystyczny. Na co położono nacisk? Jakie informacje były najbardziej pożądane? - Tegoroczny spis ludności objął wszystkich Polaków. Wszystkie osoby mieszkające w Polsce, posiadające PESEL. Interesowały nas przede wszystkim warunki mieszkaniowe, wyznanie, plany prokreacyjne, narodowość, praca, dojazdy do pracy, standard życia po wejściu do Unii Europejskiej – mówi Artur Satora. W pierwszym półroczu tego roku w teren ruszyli spisujący Polaków rachmistrzowie. W dużej części zostali nimi studenci. - Chciałem oczywiście trochę dorobić, ale chciałem też poznać życie tych tzw. zwykłych ludzi – tłumaczy swoją decyzję o zostaniu rachmistrzem Alan Zych. Zadawane przez rachmistrza pytania często wzbudzały refleksje. Zwłaszcza u bezrobotnych, którzy już dawno przestali w siebie wierzyć. - Najtrudniejsze momenty to te, kiedy przychodzimy do osoby, która straciła współmałżonka i jest już samotna. Zwłaszcza jeśli ta strata nastąpiła stosunkowo niedawno. Wtedy wyglądam trochę jak zimny urzędnik. Jednak wiadomo, pracę trzeba wykonać. Staram się to jednak zrobić jak najbardziej wrażliwe – opowiada Alan Zych. Podczas tegorocznego spisu, Polacy coraz chętniej i odważniej podkreślali przynależność do innych grup etnicznych. A takich jest w Polsce aż osiemdziesiąt. - Mamy do czynienia z drugim spisem powszechnym, w którym uwzględniono tematykę narodowo-etniczną. Ludzie są bardziej otwarci. Uznali, że za identyfikację nie grożą żadne represje. Można nawet mówić o wzroście świadomości etnicznej – komentuje sytuację Grzegorz Gulaszewski z Departamentu Badań Demograficznych w Głównym Urzędzie Statystycznym. Czego zatem urzędnicy spodziewają się po wynikach spisu? - Myślę, że zaskoczą nas te wyniki. Zaskoczą nas na przykład liczbą osób, które czują, że należą do innej narodowości. Powstają też nowe zjawiska w społeczeństwie polskim. Na przykład korzystanie z Internetu, chociażby to, że więcej rodzin ma dostęp do mieszkań.