Pod koniec września w Ostrowcu Świętokrzyskim zmarł dwumiesięczny Karolek. Chłopczyk był wcześniakiem. Gdy się urodził, ważył niecałe dwa kilogramy. Pierwsze cztery dni spędził w inkubatorze, miał problemy z oddychaniem. Tydzień później matka zabrała go do domu. Chłopczyk żył jeszcze tylko dwa miesiące. - Zmarł zaraz po tym, jak zabraliśmy go z domu – mówi lekarka pogotowia. – Dziecko było bardzo odwodnione, miało zapadnięte ciemiączko, w tym stanie nie miało żadnych szans. Sekcja zwłok noworodka wykazała, że chłopczyk zmarł z powodu zakrztuszenia treścią pokarmową. Rodzice chłopczyka Małgorzata i Marek O. mają jeszcze czwórkę dzieci. Mieszkają w lokalu socjalnym. Jeden maleńki pokój i kuchnia – bez prądu i ciepłej wody. Okropny odór i brud. To dlatego, a także z powodu kompletnej nieudolności wychowawczej, sąd rodzinny kilka lat temu ograniczył im prawa rodzicielskie do starszych dzieci. Sąsiedzi rodziny O. alarmowali sądowego kuratora, że warunki w domu mogą zagrażać zdrowiu noworodka. - Tam warunki sanitarne nie nadają się dla dorosłego, a co dopiero wcześniaka – mówią. – Dorosły tam po dwóch godzinach zgon zalicza. Kurator Sądu Rodzinnego w Ostrowcu Świętokrzyskim Stanisława Burmistrz – Woźniak tłumaczy, że nie może na podstawie takich doniesień interweniować w jakimkolwiek domu. Rodziny O. nie odwiedziła też położna rodzinno – środowiskowa. - Po dwóch próbach dostania się tam, przejrzałam tylko dokumentację dotyczącą tego dziecka i nie znalazłam nic, co kazałoby mi radykalnie reagować – mówi położna Teresa Waśniewska. Dawniej do każdego noworodka położna przychodziła obowiązkowo. Sprawdzała, w jakich warunkach mieszka dziecko, jaką ma opiekę i jak jest odżywianie. Po reformie służby zdrowia przepisy zmieniły się. To czy położna przyjdzie, zależy wyłącznie od matki. A matki z patologicznych rodzin rzadko zgłaszają się do położnej. To właśnie ich dzieci potrzebują najczęściej opieki.