Śmierć po meczu

22-letni Karol Cz. jeszcze kilka tygodni temu patrolował warszawskie ulice jako funkcjonariusz policji. W minioną niedzielę wziął udział w krwawej bójce między pseudokibicami Cracovii i Wisły. Przez cały wieczór woził samochodem najbardziej agresywnych chuliganów, którzy polowali na kolejne ofiary. Jedna z nich nie przeżyła ataku.

Niedzielne derby między Cracovią i Wisłą od samego początku przebiegały we wrogiej atmosferze. Z trybun w stronę piłkarzy Wisły rzucano lodem, zapalniczkami i butelkami. Jeden z chuliganów w czasie rozgrzewki, nie niepokojony przez ochronę, przechadzał się po murawie i wybijał piłkę zawodnikom Wisły. Dwie i pół godziny po zakończeniu meczu do wracającej z pubu grupy kibiców Wisły podjechały dwa samochody, z których wyskoczyło kilku mężczyzn, uzbrojonych w pałki i metalowe rurki. Jeden z napastników użył noża. Ugodził nim 21-letniego Marcina K. - Podjechał czarny mercedes, wysiadło paru chłopaków z pałkami i zaczęli wszystkich bić – mówi brat Marcina K. – To się wszystko tak szybko działo, po chwili odjechali i zobaczyłem, ze Marcin leży na ziemi. Dotknąłem go i zobaczyłem, że mam na rękach krew. Marcin zmarł po kilkudziesięciu minutach. Zabójca ugodził go bardzo silnie i głęboko. Rana spowodowała uszkodzenia płuca, nerki, przepony, aorty. Policja zorganizowała obławę. W ciągu liku godzin zatrzymano ośmiu mężczyzn. Jednemu z nich, 22-letniemu Piotrowi B., postawiono zarzut zabójstwa Marcina. Jednak najbardziej bulwersująca okazała się informacja, że wśród zatrzymanych jest Karol Cz. z Krakowa, który w warszawskiej policji odbywał zastępczą służbę wojskową. Dla rodziny ofiary ta informacja była zupełnym szokiem. - Nie do uwierzenia, że to policjant – mówi Krystyna Kozłowska, matka zamordowanego Marcina. – Policjanci mają bronić ludzi. A on tych morderców zawiózł. Wiedział, po co – mieli noże, pałki. Jeden z członków rodziny Karola Cz. mówi, że pojechał on tam, nie wiedząc nic o zamiarach pasażerów samochodu. - Zadzwonili do niego, czy nie zawiózłby ich do jakiegoś kolegi – mówi krewny Karola Cz. – Nie powiadomił policji, bo nie wiedział, kto użył noża. Karol Cz. od dawna miał opinię agresywnego człowieka. Nawet po tym, jak wstąpił do policji, w czerwcu ubiegłego roku pobił nieletniego chłopca i groził mu śmiercią. Zawieszono go dopiero w styczniu, gdy prokuratura postawiła mu oficjalne zarzuty. Jak się okazało, prokuratura przesłuchała Karola Cz. dopiero w dniu przedstawienia mu zarzutów, czyli pół roku od rozpoczęcia postępowania. Wcześniej nie sprawdzono nawet, gdzie pracuje. - Informacja o tym, że to osoba podejrzana o popełnienie przestępstwa, dotarła do nas z sądu – mówi nadkomisarz Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. –Ten człowiek przeszedł sito, związane z naborem do policji. Trzeba ustalić, dlaczego informacji o podejrzeniu przestępstwa nie przekazała policji prokuratura. Rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska tłumaczy tymczasem, że obowiązek zawiadomienia przełożonych o toczącym się w jego sprawie postępowaniu ciążył na samym Karolu Cz. Karolowi Cz. prokuratura postawiła dwa zarzuty - nieudzielenia pomocy rannemu, a także udzielenia pomocy sprawcom napadu i uczestnikom bójki ze skutkiem śmiertelnym. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości