Śmierć matki i córki

- Mam żal do lekarzy, że podchodzą do tej choroby jak do grypy – mówi Ewa Walerczyk. Lekarze pozwolili chorej psychicznie kobiecie opuścić szpital i opiekować się swoją córką. Następnego dnia prawdopodobnie utopiła 11-letnią córkę, sama popełniła samobójstwo.

38-letnia Wioletta mieszkała wraz z 11-letnią córką Lidką w Szczecinie. Dziewczynka, chora na porażenie mózgowe, wymagała szczególnej opieki. Rehabilitowana była w ośrodku pomocy rodzinie. To pracownice ośrodka zauważyły, że z panią Wiolettą dzieje się coś złego. - Zadzwoniłam do niej. Mówiła, że słyszy głosy. Widzi dymy w pokoju. Było widać, że żyje w dwóch światach. Gdy przyjechała do nas po pierwszym wyjściu ze szpitala, powiedziała, że nie ma siły, że jest wycieńczona, że myśli o zabiciu Lidki, a następnie siebie – opowiada Maria Kurek, kierownik ośrodka edukacyjnego, Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Szczecinie. ---obrazek _i/szczs/2.jpg|prawo|Kobieta leczyła się w szpitalu--- Pracownice placówki nakłoniły panią Wilettę, by zaczęła się leczyć. Kobieta dwa tygodnie przebywała w szpitalu. Wypisała się z niego na własne życzenie. Do powrotu do szpitala, Wiolettę namawiała jej kuzynka. - Czekałyśmy dwie i pół godziny na przyjęcie przez lekarza. Przekonywałam ją, że powinna wziąć skierowanie do szpitala. Zgodziła się. Natomiast po wejściu do gabinet i opowiedzeniu o planach samobójczych lekarz powiedział do kuzynki: Pani Wioletto, pani naprawdę chciała to zrobić czy tylko straszyła? Chyba nie chce pójść pani do szpitala? – wspomina kuzynka kobiety. Kobiety wykupiły leki i wróciły do domu. Jednak leczenie nie skutkowało. Choroba córki i samotność coraz bardziej przytłaczały kobietę. Przestawała radzić sobie z własnymi emocjami. Odcinała się od ludzi. - Nikt do niej nie przychodził. Ona tego nie chciała. Ale ostatnio bardzo źle wyglądała – mówi sąsiadka. Pani Wioletta ponownie trafiła do szpitala na oddział psychiatryczny. Spędziła tu cztery tygodnie. - Miałam informacje, że wyszła ze szpitala, bo zakończyło się leczenie. Na drugi dzień obie nie żyły – mówi Maria Kurek. - Obnażone zwłoki córki leżały w wannie wypełnionej wodą. Zwłoki matki były w pokoju, ułożone w pozycji siedzącej, z pętlą wisielczą na szyi – powiedziała Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. ---obrazek _i/szczs/1.jpg|prawo|Wszystkim trudno uwierzyć w to, co się stało--- Lekarze, którzy pozwolili wyjść kobiecie ze szpitala, nie dopatrują się zaniedbań w leczeniu pacjentki. - Pojęcie wyleczenia jest względne. Jeśli będziemy przewidywać, że każdy pacjent po wypisaniu popełni samobójstwo, to nikogo nie moglibyśmy wypisać – wyjaśnia Iwona Niedzielska z Zakładu Opieki Zdrowotnej ''Zdroje'' w Szczecinie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości