Wrocław posiada nowoczesną oczyszczalnię, ale nadal ponad 45 tysięcy metrów sześciennych ścieków dziennie wylewanych jest na podmiejskie łąki. To archaiczna, stosowana od ponad stu lat metoda oczyszczania. Nieczystości filtrowane są przez ziemię zostawiając w niej większość groźnych substancji. Informacje o używaniu odpadu jakim jest siano z tego miejsca do karmienia krów wydawały nam się nieprawdopodobne. Postanowiliśmy jednak śledzić ciężarówki i ich zawartość. - Każdy ściek, który pochodzi z miasta jest „podejrzany” o to, że jest nośnikiem wirusów i bakterii chorobotwórczych. Jeżeli zatruta trawa, trafia do hodowli zwierząt jako pasza, to ona niesie za sobą wszystkie zagrożenia – mówi dr Zbigniew Hałat lekarz medycyny, specjalista epidemiolog. Wrocławskie pola irygacyjne należą do Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodno Kanalizacyjnego. To ono rozpisało przetarg na koszenie i zagospodarowanie tysięcy ton trawy. Dwa lata temu kontrakt zdobył rolnik mieszkający pod Ostrowem Wielkopolskim. Działalność rozpoczął miesiąc przed rozpisaniem przetargu. MPWiK potwierdza, że zakwalifikowane jako odpad siano trafia do wielkopolskich gospodarstw hodowlanych. - Odpad jest zagospodarowany zgodnie z ustawą o odpadach. Siano z pół irygacyjnych jest prasowane i wywożone do gospodarstw rolniczych, gdzie używane jest jako ściółka. Fizycznie odwiedziliśmy każde z tych gospodarstw, nasze kontrole nie wykazały, żeby ta trawa była używana jako pasza - mówi Konrad Antkowiak, rzecznik prasowy MPWiK S.A. we Wrocławiu. Wielkopolska to trzecie pod względem produkcji mleka województwo w Polsce. Tutejsze mleczarnie zaopatrują cały kraj w sery, jogurty czy mleko w proszku dla niemowląt. Nasi dziennikarze podali się za ankieterów działających na zlecenie prywatnego inwestora. Sprawdzili wskazane nam przez informatora miejsca, gdzie trafiała skażona ściekami trawa. - Taka trawa jest biodegradowalna, czyli powinna być zagospodarowana w zupełnie inny sposób. Sprzedawanie tego jako paszy, albo nawet ściółki jest zakazane – mówi Jarosław Naze, z-ca Głównego Lekarza Weterynarii. Zebraną przez nas na polach irygacyjnych trawę oddaliśmy do akredytowanego laboratorium. Naukowcy nie wiedzieli skąd pochodzi. Kiedy zobaczyli jednak olbrzymią ilość bakterii kałowych wiedzieli, że próbki polewano miejskim ściekiem. - Próbki zawierają bakterie wskazujące na zanieczyszczenia typu kałowego, zawierają szczepy chorobotwórcze tj. salmonella, schigella, escherichia coli. Jeśli taki materiał zostanie podany zwierzętom, pozostanie on z pewnością w łańcuchu pokarmowym i wywoływać u człowieka jakieś skutki chorobowe – mówi Marta Pakieła z laboratorium badawczego JARS. Następnego dnia po naszej rozmowie z zastępcą Głównego Lekarza Weterynarii pojechaliśmy pod Ostrów Wielkopolski. Tam w mieszczącej się w prywatnym domu siedzibie firmy koszącej pola irygacyjne trwała już kontrola weterynaryjna. Postępowanie karne będzie musiało wyjaśnić nieścisłości w liczbie gospodarstw, do których trafiało zatrute siano. Urzędnicy z Wrocławia mówią o ośmiu miejscach, inspektorzy o ponad dwudziestu.