Ochotnicza Straż Pożarna z Chorzeli to jednostka z długą tradycją, a służący w niej ochotnicy pracują jak zawodowcy. Mają profesjonalny, nowoczesny sprzęt, biorą udział w kilkuset akcjach ratowniczych rocznie. Zrozumienie w zespole ułatwia to, że większość z ponad czterdziestu druhów-strażaków - bo tak o sobie mówią - zna się od dziecka. - Dla mnie koledzy, to jest druga rodzina. Naprawdę mogę im ufać. I wiem bardzo dobrze, że jeżeli by była taka konieczność, to na pewno nic w życiu by mi nie odmówili. Choć powiem szczerze, że Sławek już będzie kolegą drugiego rzędu… – mówi Daniel Piechowicz. - Sławek źle się zachował. Do straży zapisał się razem ze mną. I moim zdaniem nie powinien zachować się tak, jak się zachował - dodaje Kamil Wierzbicki. Sławomir Taborski wstąpił do chorzelskiej straży piętnaście lat temu, z tego przez 10 jako naczelnik dowodził akcjami. Niedawno został konserwatorem strażackiego taboru i wtedy zauważył, że z samochodów gaśniczych ginie paliwo. Chcąc wytropić złodzieja, zainstalował w garażu małą kamerę i dokonał przykrego odkrycia. Na filmie paliwo spuszcza z baku obecny naczelnik chorzelskiej straży - Ryszard B. - Strażak spuszcza paliwo z własnego wozu bojowego. Dla mnie to jest nie do pomyślenia. Zadzwoniłem zaraz do pana prezesa, że coś takiego się nagrało. I jak poinformowałem pana prezesa, kto to jest, to była cisza w słuchawce. Poprosiłem, żeby się spotkać. Pan prezes po obejrzeniu tego poprosił, żeby dać mu trochę czasu. Obiecał, że on się tym zajmie – opowiada Sławomir Taborski. Prezes ochotniczej straży rządzi całą jednostką. W Chorzelach funkcję tę pełni od lat poważany strażak z 50-letnim stażem - Adam Krystkiewicz. - Jak Sławek zadzwonił do mnie z tą sprawą, to poprosiłem żeby przyjechał i chciałem porozmawiać o tej sprawie. I tak było. Spotkaliśmy się 29 listopada zeszłego roku, było pięć osób i ustaliliśmy, że tego nie było. Że jest temat zamknięty - mówi Adam Krystkiewicz, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Chorzelach. - On nie próbował rozwiązać tego problemu jak należy, tylko cały czas próbował to jakoś wyciszyć – komentuje sytuację Sławomir Taborski. Zdesperowany strażak zaniósł nagranie do burmistrz gminy, która finansuje działania straży, w tym zakup paliwa. Tym razem reakcja była zdecydowana: pani burmistrz poinformowała o sprawie policję, oraz zwolniła z posady Ryszarda B., który prócz społecznej działalności w straży był gminnym kierowcą. - Pan Ryszard B. został zwolniony dyscyplinarnie ponieważ spuszczanie czy też próba spuszczenia paliwa z samochodu strażackiego naraża bezpieczeństwo i strażaków i mienia naszych mieszkańców i ich nawet życia – mówi Beata Szczepankowska, burmistrz miasta i gminy Chorzele. Policja oskarżyła naczelnika straży jedynie o usiłowanie kradzieży, bo nie złapano go na wynoszeniu kanistra. Przed sądem twierdził, że nie kradł, a paliwo spuszczał, by wyczyścić bak. Najpierw sąd uznał go winnym, kolejny wyrok uniewinnił go z braku dowodów. Teraz policja może się odwołać i sprawa raczej nie skończy się szybko. Ryszard B. jest nadal naczelnikiem straży, ale Sławomir Taborski już nie bierze udziału w akcjach. Zgromadzenie druhów -strażaków niemal jednomyślnie przegłosowało wykluczenie Sławomira Taborskiego ze swojego grona. Koronny argument: swoim działaniem zepsuł wizerunek chorzelskiej straży. Dawni koledzy pana Sławomira nawet nie kryją, że po ujawnieniu sprawy spuszczania paliwa uznali go za donosiciela. - Wykluczenie pana Taborskiego odbywało się w tajnym głosowaniu. Tu nikt nikomu nic nie podpowiadał. To była decyzja każdego jednego z nas – mówi Daniel Piechowicz. Sławomir Taborski nie poddał się. Zamierza walczyć ze źle rozumianą solidarnością dawnych kolegów strażaków. Niebawem do sądu trafi jego zażalenie na decyzję o wykluczeniu z OSP Chorzele.