Kilka minut po 10 rano w Biurze Rzecznika Praw Dziecka 17-letni chłopak przykuwa się do klamki, żąda rozmowy z rzecznikiem. - Przez dwa lata wszystkie moje listowne prośby czy telefoniczne rozmowy zbywano. Nie dostałem żadnej odpowiedzi nawet. Na początku pisałem o tym, co się dzieje w domu, że nie chciałem przejść do sekty, do której weszli rodzice, że przez to trafiłem do pogotowia opiekuńczego, a później do domów dziecka. Pisałem o tym wszystkim do rzecznika, a on nic z tym nie zrobił – opowiada Dawid. Chłopak w tym roku będzie zdawał maturę, od dwóch lat jest wychowankiem domów dziecka. Wszystko zaplanował. Powiadomił dziennikarzy, przygotował kajdanki i plakat zawierający spis różnych wydarzeń z jego życia. Rano uciekł z placówki w Supraślu. Dawid pochodzi z wielodzietnej rodziny. Ma trzy siostry i trzech braci. Tylko on znalazł się w domu dziecka. - Dawid sam się zgłosił do naszej placówki. Prosił o pomoc, dlatego że czuł się niebezpiecznie we własnym domu. Mówił, że rodzice narzucają mu swoją wolę, że on nie chce się podporządkowywać religijnym praktykom – mówi Marek Iwanowicz, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Białymstoku. Chłopak był w dwóch domach dziecka, w których, jak twierdzi, źle się dzieje. Nie ma kontaktu z rodziną, bo ta sprzedała dom i wyprowadziła się. - Właściwie to ja i tak już odszedłem z tego domu dziecka. Ale byłem i widziałem, co się tam dzieje. To nie może tak być, bo to się dzieje od lat. Ta pani dyrektor już za dużo nakradła. W postulatach pisałem między innymi o narkotykach. Widziałem je w domu dziecka w Supraślu. W końcu zrobiono dzieciom testy na narkotyki i połowie wyszło, że byli pod wpływem – opowiada Dawid. - Nasze dzieci są systematycznie kontrolowane. Jak Dawid nam o tym powiedział, to po raz kolejny wykonaliśmy takie testy na obecność narkotyków. I one nie potwierdziły słów Dawida – mówi Katarzyna Karczewska, dyrektor domu dziecka w Supraślu. Słowo przeciwko słowu. Te same fakty mają różne interpretacje. Opinie o Dawidzie też są sprzeczne, jednak domy dziecka wypowiadają się o nim w podobnym tonie. - To jest chłopiec, który często podnosi głos. W czasie gier zespołowych, chłopcy mają tu do niego duży dystans i obawiają się starć z nim na boisku – mówi Katarzyna Karczewska. Po sześciu godzinach nastąpił przełom. Dawid po namowie dziennikarzy poszedł na rozmowę. Spotkanie odbyło się w dość dużym gronie, jednak bez udziału kamer. Po ośmiogodzinnej wizycie w Biurze Rzecznika. Po Dawida przyjechała wychowawczyni, z którą wrócił do domu dziecka w Supraślu. Przyszłość Dawida to jedna wielka niewiadoma, jak narzazie przed nim matura. W obu wymienianych przez niego placówkach wszczęto kontrole. Wyniki mają być lada dzień.