Była współpracownica biura partii w Małopolsce wyznała, że pracę otrzymała w zamian za przyjęcie seksualnej oferty od posła Łyżwińskiego. Kobieta zgodziła się na rozmowę pod warunkiem zachowania całkowitej anonimowości. Po raz pierwszy ze Stanisławem Łyżwińskim rozmawiała w jego biurze poselskim w Warszawie. Rozmowa była poświęcona pracy, ale na jej zakończenie kobieta usłyszała od posła, że warunkiem jej pracy w strukturach Samoobrony jest posłuszeństwo. - Powiedział, że jeśli chcę pracować, mam być mu we wszystkim posłuszna – mówi. – Spytałam, czy we wszystkim, on na to, że tak. Po wstępnej rozmowie w siedzibie klubu Samoobrony w Sejmie, poseł Łyżwiński miał zasugerować kobiecie kontynuowanie rozmowy w Hotelu Poselskim. Tam według słów kobiety miało dojść do zbliżenia. - Napiliśmy się wina – mówi. – Ściągnął spodnie, powiedział, żebym podciągnęła spódnicę do góry. To trwało kilka minut. Potem powiedział: Ubieraj się. Wkrótce po intymnym spotkaniu z Łyżwińskim, kobieta została współpracownicą małopolskiego biura Samoobrony. W tym czasie poznała inną współpracowniczkę, którą nazywa panią X. - Była sytuacja w Warszawie, w biurze, stoimy ja, Łyżwiński, X – mówi. – Rozmawiamy o kserokopiarkach czy faksach. Łyżwiński po prostu włożył rękę za bluzkę X, drugą pod jej spódnicę. I dalej gadamy o faksie. Była współpracownica Samoobrony twierdzi, że do patologicznych zachowań posła doszło nie tylko w trakcie rozmowy o pracę, ale także, gdy przyjeżdżał on wizytować lokalne struktury partii. - Po zjazdach powiatowych posłowi nie opłacało się jechać do Warszawy, został w hotelu – mówi. – We czwórkę jeździliśmy – ja, Łyżwiński, X i posłanka W. Posłowie wynajęli hotel, zaprosili nas do hotelu. X mówi: Jedna będzie spała z posłem, druga z W. W trakcie jednego z takich wyjazdów nasza informatorka dowiedziała się, że wśród współpracownic Samoobrony istnieje przekonanie, że jedyną skuteczną metodą na uwolnienie się od posła jest symulowanie okresu. - Słyszałam od X, że jak się śpi z Łyżwińskim i podpaskę się zakłada, to poseł nie składa żadnych propozycji – mówi. Kobieta odeszła z małopolskiego biura Samoobrony pod koniec lipca. Potem, jak mówi, dowiedziała się, że z polecenia posła Łyżwińskiego dostanie pracę w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego albo w Agencji Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa. Podczas rozmowy kobiety z dziennikarzami zadzwonił do niej działacz Samoobrony. Prosił, by podczas przesłuchania w prokuraturze nie opowiadała żadnych szczegółów. Choć, jak powiedział, Łyżwiński jest ”spuszczany po brzytwie” i ”będzie skończony”. Kilka dni potem zadzwonił ponownie i ponowił sugestie, by nie mówiła prokuratorom za dużo. - Nie można dać ”kopalni” robić – powiedział. – Nic nie mów, co mogłoby być źle. Staraj się nic ciekawego nie mówić. Po prostu pracowałaś, kandydowałaś w wyborach. Nie można pogrążać. Rozmawiałem z ”Łyżwą” i prosił mnie, żeby coś… Poseł Stanisław Łyżwiński był dla dziennikarzy nieuchwytny – nie odbierał telefonu, nie było go w sejmowym biurze, w skontaktowaniu z nim nie pomogła także jego asystentka.