Sąd pozbawił władzy rodzicielskiej ojca, bo ten jest niepełnosprawny

TVN UWAGA! 135053
Czy z powodu niepełnosprawności można zostać pozbawionym praw rodzicielskich? Okazuje się, że tak. Kiedy Bartosz Smoczyński doznał ciężkiego wylewu, była żona odseparowała go od dziecka tłumacząc, że chłopiec nie jest gotowy na widok chorego ojca. Sąd również uznał, że mężczyzna jest zbyt chory, by decydować o życiu syna i odebrał mu władzę rodzicielską. Ojciec, wspierany przez bliskich, nie rezygnuje z walki o prawo do bycia rodzicem.

- Bartek jest nadal ojcem. Nadal jest człowiekiem i chcę, żeby był w ten sposób traktowany przez innych. Żeby był godnie traktowany. Żeby ludzie widzieli w nim kogoś takiego, jak ja w nim widzę - kogoś, kto ma niezwykłą wolę walki, niesamowite chęci do życia, nie poddaje się. Widać czasami, że jest zmęczony, ale zbiera siły i mówi, że chce żyć. I zdaje sobie sprawę, że może nie będzie nigdy chodzić, widzieć. Ale syn jest jego punktem zaczepienia. Póki ma nadzieję, że do niego wróci, on się nie podda w tej walce. Bo jeśli się podda, to…. straci wolę życia – opowiada Olga Kaliszewska, narzeczona Bartosza Smoczyńskiego. Bartosz Smoczyński siedem lat temu rozwiódł się z żoną, z którą ma jedynego syna. Wtedy też zachorował na amyloidozę, chorobę prowadzącą do niewydolności wielu narządów. Już w tamtym czasie jego była żona utrudniała mu kontakt z synem. Ale pan Bartek mógł jeszcze wtedy sam walczyć o te relacje. Jednak, kiedy ponad trzy lata temu doznał wylewu, matka chłopca zupełnie odseparowała go od syna. - Bartek robił z synem rzeczy, które mężczyzna powinien przekazać swojemu dziecku. Bartek wniósł wniosek do sądu, aby bardziej rozszerzyć jego widzenia z synem. Natomiast była żona wniosła wniosek o zmniejszenie kontaktów, bo uznała, że syn przeszedł zbyt wielką traumę na wakacjach z powodu rozstania z mamą. Były robione badania i sąd odrzucił jej wniosek. Sąd rozszerzył jego widzenia, zaznaczał też, jak wielką więź Bartek zbudował z synem. Że syn jest przygotowany na kontakty z ojcem i ich chce – dodaje Olga Kaliszewska, narzeczona Bartosza Smoczyńskiego. Pan Bartek ma uregulowany przez sąd kontakt z synem. Może go widywać w każdą środę oraz w co drugi weekend. Mężczyzna ma też prawo do spędzania z synem wakacji, ferii czy świąt. Niestety, matka chłopca od prawie czterech lat nie respektuje decyzji sądu. Nie ma natomiast nic przeciwko temu, aby pan Bartek, co miesiąc płacił tysiąc złotych alimentów. W jego imieniu robi to teraz jego brat. I choć wydawało się, że już bardziej nie można ograniczyć kontaktów ojca z synem, to kobieta złożyła wniosek o pozbawienie byłego męża władzy rodzicielskiej. Sąd przychylił się do jej wniosku i 30 stycznia tego roku odebrano choremu ojcu te prawa. - Podstawą wydanie przez sąd decyzji o pozbawieniu ojca dziecka władzy rodzicielskiej, był jego stan zdrowia. Bezsporne było, że ojciec dziecka jest bardzo ciężko chorą osobą, chorującą od wielu lat. Jest to choroba przewlekła, nierokująca na poprawę zdrowia. Przy sprawowaniu władzy rodzicielskie, czasami trzeba wyrazić zgodę czy to na leczenie, czy uzyskanie jakiegoś dokumentu. Takiej zgody ojciec chłopca fizycznie nie może wyrazić, bo nie może podpisać żadnego dokumentu - tłumaczy Joanna Ciesielska – Borowiec, Sąd Okręgowy w Poznaniu. - Spotkaliśmy się około trzech lat temu. Nie było wtedy żadnej reakcji, napięcie mięśniowe było bliskie zeru. Teraz potrafi ruszyć ręką, podnieść głowę, co z punktu widzenia rehabilitacji jest sukcesem. Z miesiąca na miesiąc jego stan zdrowia się poprawia – zapewnia jednak Jakub Więcek, rehabilitant. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Bliscy pana Bartka odwołali się od decyzji sądu. Ich zdaniem sędzia nie wziął pod uwagę zeznań rehabilitantów czy lekarzy. Nie powołał też biegłego, który mógłby ocenić, czy stan zdrowia mężczyzny rzeczywiście poprawia się. Zdaniem dr. Lechosława Kociuckiego z Instytutu Nauk Prawnych, nie uszanowano również praw osoby niepełnosprawnej. - Wyrok sądu pierwszej instancji jest pewnego rodzaju precedensem. Jeżeli inne sądy chciałyby postępować zgodnie z tymi regułami, dość sztywnymi, zastosowanymi przez sąd pierwszej instancji, musiałyby pozbawiać władzy rodzicielskiej wszystkich rodziców, których dotknęła niepełnosprawność. Tak się jednak nie dzieje, co jest dowodem zdrowego rozsądku innych sądów i opiekunów. Jest też dowodem na to, że orzeczenie w tej sprawie jest zbyt rygorystyczne, zbyt daleko idące. Możliwe było inne orzeczenie, mniej ingerujące w relacje między ojcem i synem, mianowicie o ograniczeniu władzy rodzicielskiej – mówi dr hab. Lechosław Kociucki, Instytut Nauk Prawnych PAN w Poznaniu. Zupełnie odrębną sprawą są natomiast kontakty ojca z synem. Postanowienie sądu z 2009 roku, regulujące te kontakty, wciąż obowiązuje. I choć była żona pana Bartka do tej pory tego nie respektowała, to podczas rozprawy, na której odebrano mężczyźnie władzę rodzicielską, zapewniała, że będzie robiła wszystko, aby ojciec mógł widywać się z synem. Jednak trzy tygodnie później złożyła wniosek o zawieszenie tych kontaktów. Uważa, że dziecko nie jest gotowe na spotkania z chorym ojcem. - Rozerwanie ich nic nikomu nie daje. On kiedyś zapyta nas: co zrobiliście, żebym jednak mógł być z tatą, żebym mógł mu pomóc? Tu nie chodzi o relacje, w których Bartek będzie mógł tę opiekę pełnoprawnie sprawować. Tu chodzi o coś bardzo skromnego, żeby chłopiec mógł przyjechać, chwycić za go za rękę i opowiedzieć, co się u niego wydarzyło, co było w szkole. Ja miałem parokrotnie okazję być w domu u niego i na moje pytanie, kiedy odwiedzisz tatę, odpowiadał: wujku, przecież wiesz, że to nie ode mnie zależy – opowiada Piotr Smoczyński, brat Bartosza Smoczyńskiego. - Jedyny raz Bartek widział go na komunii świętej. Nie został na nią zaproszony, nie miał okazji pobłogosławić syna, chociaż bardzo o to prosiliśmy. Mimo to pojechaliśmy do kościoła. Syn zareagował bardzo dobrze Oczywiście, że był trochę zdezorientowany, bo widział ojca po prawie trzech latach – z sondą, rurką, na wózku – mówi Olga Kaliszewska, narzeczona Bartosza Smoczyńskiego. - Trzymał ojca za rękę i głaskał go małym paluszkiem. Tak nie zachowuje się dziecko przestraszone. Mnie natomiast niepokoi reakcja matki. To nie dziecko było zażenowane, tylko matka. Jeżeli dzisiaj uczymy, że inność jest złem, to co będzie jeśli drugiemu rodzicowi coś się stanie? Też może zostać odrzucone przez dziecko. To my przygotujemy dzieci do świata – trzy-, cztero-, pięciolatkowie mogą już wiedzieć, że człowiekiem jest się mimo wszystko, mimo tego jak się wygląda. Dziecko musi być przygotowane na kalectwo, śmierć. Ale to my dorośli nie jesteśmy na to przygotowani. Dziecko o wiele lepiej się uczy. To nie może być tematem tabu - uważa Iwona Wiśniewska, psycholog. - To są moje prywatne sprawy i nie będę się wypowiadać – powiedziała matka chłopca. 6 maja, na wniosek matki, odbędzie się rozprawa o zawieszenie kontaktów chorego ojca z synem. Natomiast 30 maja sąd apelacyjny zdecyduje, czy odebranie władzy rodzicielskiej choremu ojcu było właściwą decyzją. Sprawie przygląda się Rzecznik Praw Dziecka, a walkę o odzyskanie prawa do bycia ojcem pan Bartek opisuje na swojej stronie internetowej.

podziel się:

Pozostałe wiadomości