Remont, który rujnuje życie lokatorów. „Bareja miałby gotowy scenariusz”

TVN UWAGA! 4787228
TVN UWAGA! 283949
- Bareja jakby żył, miałby tu gotowy scenariusz – tak lokatorzy wrocławskiej kamienicy, komentują trwający u nich od kilku miesięcy remont. Mieszkańcy skarżą się na wielki chaos i skalę szkód, które powodują wykonawcy prac remontowych.

Pod koniec ubiegłego roku pokazaliśmy warunki, w jakich znalazły się rodziny, mieszkające w jednej z zabytkowych kamienic we Wrocławiu. Budynek został poddany gruntownemu remontowi. Zamiast obiecanej przez urzędników poprawy warunków życia lokatorzy muszą się zmagać z wilgocią, chłodem, grzybem na ścianach. Jak sytuacja wygląda dziś?

Koniec pierwszego etapu

Zarząd Zasobów Komunalnych we Wrocławiu poinformował nas, że w sześciu kamienicach przy ul. Wyszyńskiego zakończono pierwszy etap remontu czyli tzw. termomodernizację. Wymieniono okna, drzwi, ocieplono ściany oraz zbudowano instalację centralnego ogrzewania.

- Mamy bardzo duże doświadczenie w remontach kamienic z najemcami. Twierdzę, że do zakończenia remontu wszystko będzie w porządku i lokatorzy będą mieszkać w godnych warunkach -podkreśla Urszula Hamkało, rzecznik prasowy Zarządu Zasobów Komunalnych we Wrocławiu.

Podczas rozruchu instalacji centralnego ogrzewania wiele lokali zostało zalanych. Skala zniszczeń jest jednak znacznie większa.

- Zostawili mi zdewastowane mieszkanie. Wyrwali przewody, a w wywiercone otwory napchali wełny mineralnej. Nie wiem po co to robili – żali się Bogusław Klimczak, jeden z mieszkańców

Przypominamy nasz pierwszy reportaż

- Zdemontowali mi wszystko z łazienki. Na ten czas miałem mieć udostępnione mieszkanie z sanitariatami. Nie wiem, kiedy będę miał dostępne mieszkanie. Tu nikt o niczym nas nie powiadamia, panuje tu jeden wielki chaos – dodaje inny z lokatorów.

Termomodernizacja?

We Wrocławiu, podobnie jak w wielu miastach, samorząd korzystając z dotacji unijnych przeprowadził termomodernizację budynków, która ma doprowadzić do zmniejszenia strat ciepła.

Dwa lata temu rozpisano przetargi, jednak wykonawcy proponowali za wysokie kwoty. Kiedy urzędnicy dołożyli do puli inwestycji cztery miliony złotych, przetarg wygrały dwie firmy. Obie dotychczas nie realizowały, tak ogromnych zamówień.

- Ja tu nie widziałem ani jednego fachowca. To przypadkowi ludzie z łapanki – komentuje Grzegorz Walenciak, jeden z lokatorów.

Na budowę zaprosiliśmy profesora Bogdana Stawiskiego z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.

- Nie bardzo to wygląda na rozwiązania energooszczędne. Tutaj jest zimno, a raczej tak być nie powinno. Część prac jest niedokończona, widać też na pierwszy rzut oka sporo błędów - zauważa prof. Stawiski.

Nadzór budowlany Zarządu Zasobów Komunalnych powinien monitorować tak kosztowny remont. Jak to możliwe, że nie zauważono zdewastowania zabytkowych klatek schodowych, na których zdemontowano zabytkowe boazerie, skuto lub zakryto styropianem stuletnie stiuki, kafle i posadzki.

- Mieszkańcy, którzy zostają na czas remontu w mieszkaniach muszą zostać objęci opieką. Powinni też na bieżąco być powiadamiani o harmonogramie prac. Wyciągniemy z tej historii poważne wnioski – mówi Piotr Uhle, radny miejski.

Po oględzinach kamienicy konserwator miejski natychmiast wstrzymał remont klatek schodowych.

Szykany po reportażu

Lokatorem, który zgłosił się do nas w sprawie nieudolnego remontu był pan Dominik Górka, który w kamienicy mieszka razem z dwójką dzieci. Był wykończony totalnym bałaganem na budowie i tym, że w środku zimy musi mieszkać w zimnym, zagrzybionym mieszkaniu.Podobnie jak wielu innych lokatorów, miał też krytyczny stosunek do pracowników na budowie .

- Niedługo po ociepleniu budynku wystąpił grzyb. Ci ludzie piją dużo, organizują imprezy – zaznacza.

Po emisji naszego reportażu zaczęły się szykany wobec pana Dominika. Usiłowano zniszczyć mu motocykl, grożono jego rodzinie. Mężczyzna został też napadnięty przez robotnika z budowy. Mimo iż pan Dominik podał policjantom imię robotnika, nie udało się go odnaleźć. Kierownik budowy nie znał jego tożsamości.

- Każda osoba, zatrudniona choćby na jeden dzień, powinna podpisać dokumenty. Wiemy, że takiego dokumentu nie było w przypadku mężczyzny. Pracodawcy tłumaczą się tym, że często pracownicy są przyjmowani na jeden dzień próby – podkreśla Łukasz Dutkowiak, oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji.

podziel się:

Pozostałe wiadomości