Ratownik to nie zawód. To sposób życia!

TVN UWAGA! 175482
Jak co roku, tysiące osób spędza letni urlop na bałtyckich plażach. O ich bezpieczeństwo dbają ratownicy, którzy - za pracę wymagającą lat treningu i ogromnej odpowiedzialności - często zamiast z wdzięcznością, spotykają się z agresją plażowiczów...

Mielno to jeden z najczęściej odwiedzanych przez turystów nadmorskich kurortów, przez całe lato tętni życiem. Zwłaszcza na plaży.

- Idą na imprezy nocne, później przychodzą na plażę z rana, cały czas piwo, wódka, wchodzą do wody nie stosując się do tego, że jest zakaz kąpieli pod wpływem alkoholu. I dlatego mamy akcje. Dwa lata temu tutaj jednego dnia mieliśmy 25 akcji – mówi Weronika Wyszyńska, ratowniczka na plaży w Mielnie.

Ale żeby zawsze było do przodu, ratownicy muszą trenować. Bo wakacje to dla ratowników gorący okres - i to nie tylko ze względu na temperaturę. Leszek Pytel jako ratownik pracuje na plażach Mielna już od 41 lat. Poza sezonem jest nauczycielem WF-u w Kołobrzegu. Od prawie 20 lat kieruje zespołem ratowników, który patroluje główną plażę w Mielnie.

- Mimo że się mówi przez radiowęzeł, ostrzega się ludzi, ze jest niebezpiecznie, nikt nie zwraca na to uwagi – przyznaje Leszek Pytel, szef ratowników w Mielnie.

Najwięcej kłopotów ratownicy mają wtedy, gdy morze jest najpiękniejsze, czyli kiedy jest fala. Kąpiący myślą, że ona zawsze dopchnie ich do brzegu, ale są takie dni, kiedy zdarza się tzw. prąd wsteczny i morze wciąga ludzi w głąb.

- Patrząc na nasze społeczeństwo – niewiele osób jest dobrze pływających. Tylko 15-20 procent potrafi jakoś pływać, i które mają bojaźń przed wodą. Ja od lat pływam i nigdy nie popłynąłem w głąb morza – przyznaje Leszek Pytel.

Weronika ma 23 lata, mieszka w Koszalinie i studiuje geodezję. W Mielnie pracuje już dziewiąty sezon. Od kilku lat jest szefową jednego ze stanowisk.

- Ludzie są agresywni. W zeszłym roku, jeden pijany po całonocnym pijaństwie wchodził do wody. Mówiliśmy mu, żeby wyszedł i wrócił jak wytrzeźwieje. Włączył mu się agresor. Rozmowa nie dawała skutku, musieliśmy wzywać policję – opowiada.

- Rzadko słyszy się po akcji słowo dziękuję. Miałem sytuację, że wyciągałem dwie dziewczyny. Jedyną reakcją jednej z nich były słowa: popatrz k…a co zrobiłeś z moimi włosami. Popsułem jej fryzurę i to był jej największy problem. Nie zauważyła, że uratowałem jej życie, ale była mocno pijana – opowiada Leszek Pytel.

Ale problemy które rozwiązują ratownicy zdarzają się nie tylko w wodzie ale często na brzegu.

- To jest moment. Dorośli nie pilnują dziecka, ono traci orientację, jest dużo ludzi i nie wie, gdzie się znajduje. Odnajdują się czasami dwa i pół kilometra dalej – mówi Weronika Wyszynska.

Ratowników szokuje brak empatii i wyobraźni turystów, który objawia się też niszczeniem sprzętu ratowników.

- Na Zachodzie są wystawione koła ratunkowe, rzeczy które służą do ratowania życia, i tego nikt nie rusza. U nas bardzo często niszczone są łodzie. Mieliśmy taką sytuacje, gdy wystawialiśmy koła ratunkowe, po godzinie ginęły. Łódka z wieżą była wypchnięta w morze. Wieżę zapakowano do łódki i wypchnięto w morze. Znalazła się w Darłowie. Musieliśmy ją ściągać – opowiada Pytel.

Z roku na rok Leszek Pytel ma coraz mniej chętnych do pracy. Jeszcze kilka lat temu do obsadzenia 65 miejsc na plażach w Mielnie zgłaszało się dużo więcej chętnych. Dziś jest problem nawet z tym, żeby rozpoczać sezon z kompletem ratowników.

- Młody człowiek 15-17 lat robił kurs młodszego ratownika, takiego praktykanta. Wchodził tu na plażę, uczył się ratownictwa. Jeśli mu się spodobało, robił dalsze kursy. Ten pierwszy krok wejście w ratownictwo to był niewielki koszt – 300, 500 zł. Teraz wejście na plażę kosztuje około 2 tys. zł. Wydanie 2 tys. zł po to, żeby przyjechać na plażę i zarobić tyle samo za miesiąc, to jest to za dużo. Te kursy muszą być tańsze. Teraz możemy zatrudniać też tylko osoby pełnoletnie, a więc wypadła nam grupa młodych ludzi i mamy braki. Ratownik to nie zawód – to sposób życia, tu nigdy nie było pieniędzy – mówi Leszek Pytel.

podziel się:

Pozostałe wiadomości