W sieci ogromne emocje wzbudza nagranie, na którym widać szarpiącą się z policjantami kobietę. Funkcjonariusze ubrani byli w kombinezony ochronne, w pewnym momencie użyli gazu.
Film, nagrany został pod szpitalem psychiatrycznym w Radomiu. Matka 19-letniej pacjentki nie chciała dopuścić do transportu córki do innego szpitala.
- Chciałam zabrać dziecko do domu. Na funkcjonariuszy policji się nie rzuciłam, żadnego nie szarpnęłam, żadnego nie uderzyłam – twierdzi Agnieszka Karasek.
- Za to mam potłuczone żebra, rusza mi się ząb – jedynka. Do tego mam siniaki. Użyto wobec mnie gazu. Mówiłam, że jestem po operacji woreczka, a policjant dociskał mnie do ziemi, co mnie bolało. Mam obdukcję, którą mogę przedstawić.
Na nagraniu słychać krzyki i przekleństwa.
- Faktycznie, mogę publicznie powiedzieć, że było dużo słów z mojej strony, które były niemiłe i niecenzuralne, mogę przeprosić – oświadcza Karasek.
„Nie wierzę w test”
Córka pani Agnieszki ma problemy, dlatego potrzebowała pomocy w szpitalu psychiatrycznym.
- Skaleczyła rękę butelką. Pojechałam do domu i zadzwoniłam po karetkę. Ona ma problemy od 13. roku życia – przyznaje Karasek.
Co doprowadziło do sfilmowanej sytuacji?
- Zadzwonił do mnie telefon, mężczyzna przedstawił się jako lekarz i powiedział, że moja córka zostanie rano przewieziona do Siedlec, ponieważ ma pozytywny wynik testu na koronawirusa. Powiedziałam, że jest to niemożliwe – mówi Karasek i dodaje: Nie wierzę w test. Córka jest zdrowa.
Całkowicie inaczej przedstawia sprawę policja.
- Jedna z kobiet zerwała maskę interweniującej policjantce. Uszkodzony został również kombinezon, który stanowił ochronę dla policjanta – mówi podinsp. Katarzyna Kucharska, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Radomiu.
- Tym samym policjanci zostali narażeni na zakażenie. Po interwencji, tych dwoje policjantów musiało zostać odsuniętych od służby, musieliśmy zabezpieczyć ich zdrowie – dodaje podinsp. Kucharska.
Dwa zarzuty
Pani Agnieszka złożyła doniesienie do prokuratury, twierdząc, że podczas interwencji funkcjonariusze policji przekroczyli swoje uprawnienia. Natomiast śledczy wszczęli oddzielne postępowanie w sprawie zachowania kobiety.
- Wobec matki tej pacjentki zostały podjęte zdecydowane działania. Chodzi o przedstawienie dwóch zarzutów. W czasie tej interwencji kobieta, używając słów obelżywych, znieważyła zarówno ordynatora szpitala, jak i funkcjonariuszy. Drugi zarzut dotyczy stosowania przemocy poprzez szarpanie, popychanie i groźbę bezprawną wobec interweniujących funkcjonariuszy – mówi Beata Galas, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Swoją wersję wydarzeń zgodziła się nam przedstawić córka pani Agnieszki. Dwa razy umawialiśmy się z nią na rozmowę na komunikatorze internetowym, ale kobieta była niedostępna i nie odbierała telefonu.
„Zwykła grypa”
Agnieszka Karasek przekonuje, że koronawirus w ogóle nie istnieje.
- A jeżeli jest, to jest to zwykła grypa. Statystyki są zmyślone – stwierdza.
Pani Agnieszka na co dzień zajmuje się handlem na targowiskach m.in. w centrum Radomia. Jednak po otrzymaniu informacji o pozytywnym teście na COVID-19 u swojej córki, nie przerwała pracy, tłumacząc, że nie mogła dodzwonić się do sanepidu.
- Miałam kontakty z ludźmi przez cztery dni. Nie wiedziałam, że mam nałożoną kwarantannę. Miałam kontakt z córką i dzwoniłam do sanepidu 48 razy. Ani razu nie odebrano ode mnie telefonu. Przez cztery dni chodziłam po ulicach, nie wiedząc, że mam nałożoną kwarantannę – przyznaje Karasek.
Czemu dla kobiety nie było oczywiste, że skoro kontaktowała się z zakażoną córką, sama podlega kwarantannie?
- Jak się robi test, wychodzi pozytywny, a potem negatywny. Uważam, że taki test lekarze powinni powtarzać – stwierdza.
„Zrobiłabym tak samo”
Tymczasem pani Agnieszka zakończyła kwarantannę, swoich przekonań nie zmieniła.
- Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym dokładnie tak samo. Nie jest prawdą, że moja córka była zakażona. Ona nigdzie w tym czasie nie chodziła. Miała kontakt ze mną i całą rodziną, także ze starszymi osobami i jest to niemożliwe. U mnie w rodzinie nie było nikogo zarażonego, nikt nie przebywał w szpitalu, nikt nie był chory, nikt nie kasłał i nie był zakatarzony – przekonuje Karasek.
Czy pani Agnieszka słyszała o osobach chorych bezobjawowo?
- Słyszałam, że coś takiego istnieje, ale w to nie wierzę – ucina.
Policjanci są w grupie osób szczególnie narażonych na zakażenie.
- Niestety nie jest to pierwsza interwencja wobec tak agresywnej osoby, która może być zakażona. Takie sytuacje mieliśmy już wcześniej m.in. w Radomiu. W trakcie codziennej służby policjanci spotykają nadal wiele osób, które kwestionują istnienie koronawirusa i z niechęcią zakrywają usta i nos. Najważniejsze jest nasze zdrowie i staramy się robić wszystko, żeby to uświadomić, a osoby, które nie stosują się do przepisów muszą liczyć się z konsekwencjami – mówi podinsp. Kucharska.