Interes życia
Mariusz Kożuchowski jest bezdomny, nie utrzymuje kontaktów z rodziną. Na początku roku sprzedał mieszkanie, a pieniądze zainwestował w, jego zdaniem – interes życia.
- Zainwestowałem w konie, owce, bryczki, wozy i sanie. Biznes to może zbyt duże słowo, ale był to jakiś pomysł na życie. Zarobiłbym na siebie i te zwierzęta – przekonuje.
Mężczyzna koczuje w parku zdrojowym w Rabce-Zdroju. Jeszcze do niedawna, bez żadnego pozwolenia, stała w tam jego zagroda. A w niej trzy kucyki.
- W nocy kucyki były wiązane do drzew, żeby pojadły trawy. Jeden był trzymany na łańcuchu, dwa miały jakieś sznury i lejce. Często je wiązał razem. Te kuce biegały luźno wśród dzieci, były dla nich zagrożeniem – uważa jedna z mieszkanek Rabki-Zdrój.
- To był przykry widok, jak on te konie ujeżdżał. Najmniejszy kucyk był wielkości psa i też na nim jeździł. Powiedział, że biznes rozkręci i będzie woził turystów – mówi Magdalena Zalewska-Tomalak, mieszkanka Rabki-Zdroju.
Pan Mariusz, oprócz swojej zagrody, do parku zdrojowego sprowadził swoje wozy i bryczki. Mężczyzna przekonywał, że to atrakcja dla miasta i dobry pomysł na biznes. Nie otrzymał jednak żadnej zgody od urzędu.
- Uważa, że my niszczymy jego pomysł na biznes. Nie ma tygodnia, żeby z tym panem coś się nie działo. Myślę, że ten człowiek wymaga pomocy. Proponowaliśmy mu pobyt w schronisku, ale odmówił. Proponowaliśmy mu także, żeby złożył wniosek o mieszkanie, tego też nie zrobił – mówi Leszek Świder, burmistrz Rabki-Zdroju.
Oskórowane zwierzę
Kilka tygodni temu mieszkańcy Rabki-Zdroju dokonali w parku makabrycznego odkrycia.
- Znajoma zawiadomiła nas, że w altanie wiszą części zwierzęcia. To były oskórowane, całe nogi kucyka, który prawdopodobnie padł kilka dni wcześniej – opowiada Krzysztof Kowalcze, prezes Rabczańskiej Spółdzielni Socjalnej „DziewięćSił”. I dodaje: Właściciel zwierząt tłumaczył, że jest bezdomny i musiał przygotować mięso do wędzenia. Świadkami wszystkiego byli przechodnie. Dobrze, że nie było tu dzieci. To by było makabryczne.
Mieszkańcy zwracają uwagę, że wcześniej zwierzęta były pozostawione same sobie.
- Te konie nie miały wody, także w upały, brakowało im trawy do skubania. Jak chciałam je dokarmić, to ich właściciel gonił mnie z kijem – mówi jedna z mieszkanek.
- Chciałem, żeby te konie zapracowały na mnie. Ja im zapewnię ze swojej strony, co będę mógł, a one były takie, że odwzajemniały to. Nawet coś więcej się między nami wywiązało. Ten padły koń dalej jest moją własnością – przekonuje Kożuchowski.
Ostatecznie pozostałe kucyki zostały odebrane właścicielowi. Kilka dni temu, cały dobytek pana Mariusza próbowały usunąć służby miejskie. Ostatecznie mężczyzna sam zlikwidował swoje koczowisko. Nie wiadomo jednak, jak i gdzie przetrwa zimę.
- Pomysł był dobry, ale się nie udało. Muszę się zastanowić czemu. Pomagają mi anioły, czasem ludzie, ale jestem ciężki we współpracy. Muszę spróbować jeszcze raz, bo warto – przekonuje mężczyzna.
Policja prowadzi sprawę o znęcanie się nad zwierzętami. Od jej wyników będzie zależało to, czy dwa odebrane kucyki wrócą do właściciela.