Przemoc i upokarzanie w domu dziecka

TVN UWAGA! 3737295
TVN UWAGA! 153204
Kilka tygodni temu informowaliśmy o bulwersujących praktykach wychowawczych stosowanych w prywatnym domu dziecka w Lidzbarku w województwie warmińsko-mazurskim. Jak to się stało, że prawda o placówce, którą co roku kontrolowało kilka urzędów, przez pięć lat była tajemnicą?

W prywatnym domu dziecka w Lidzbarku podopiecznych karano za przewinienia między innymi pobytem w pozbawionej materaca izolatce i noszeniem na szyi śmierdzących skarpet. Za karę pisano też wulgaryzmy na czole, a jeden z nauczycieli zarejestrował moment publicznego polewania pomyjami głów dzieci przez dyrektorkę ośrodka. Po ujawnieniu informacji w mediach, do placówki pojechali specjaliści z biura Rzecznika Praw Dziecka, którzy dla dobra dzieci nie chcą na razie ujawniać drastycznych wyników kontroli.

- Niestety stwierdziliśmy, że zakres nieprawidłowości jest znacznie szerszy w porównaniu do tego, o którym państwo informują. Wstępne wnioski pokontrolne zostały już skierowane do prokuratora rejonowego w Działdowie wraz z zawiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa przez aż siedem osób zatrudnionych w obu placówkach. Chodzi o przemoc, upokarzanie. Kieruję zespołem edukacji i wychowania od sześciu lat i pierwszy raz spotkałam się z takimi nieprawidłowościami w placówce – mówi Beata Sobocińska, dyrektorka zespołu ds. edukacji i wychowania, Biuro Rzecznika Prawa Dziecka.

- Pokrzywdzonymi w sprawie są osoby w wieku od 10 lat do 14 lat. Dochodzenie jest wszczęte z artykułu 207 kodeksu karnego, który stanowi, że kto znęca się fizycznie albo psychicznie nad osobą pozostającą w stosunku zależności podlega odpowiedzialności karnej. Jest to od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia walności – mówi Lech Sienkiewicz, Prokurator Rejonowy w Działdowie.

Dyrektorka domu dziecka straciła stanowisko, podobnie jak dwóch wychowawców, którzy mieli traktować dzieci w najbardziej brutalny sposób. Pozostaje pytanie: dlaczego przez pięć lat, mimo wielu urzędniczych kontroli, żadna nie stwierdziła nieprawidłowości, a placówka cieszyła się doskonałą opinią?

- Dzieci przed kontrolą były przygotowywane przez wychowawców. Takie są ustalenie wstępne psychologa – tłumaczy Mariusz Janicki, starosta powiatu działdowskiego.

- Pani dyrektor zbierała całą społeczność domu dziecka i mówiła, że jeśli dzieci będą mówić o nieprawidłowościach to placówka zostanie rozwiązana, a one rozesłane po różnych placówkach w całej Polsce. Te dzieci mieszkają w placówce od paru lat, tworzą rodzinę. I groźba zerwania tych stworzonych więzów rodzinnych była tak silna, że wolały znosić upokorzenia niż zostać rozdzielone – mówi Beata Sobocińska, dyrektorka zespołu ds. edukacji i wychowania, Biuro Rzecznika Prawa Dziecka.

- Ten nadzór nie może się ograniczać do kontroli planowych, o których powiadamiamy. Powinny być też kontrole doraźne, które na bieżąco sprawdzają w jakich warunkach funkcjonują dzieci, jak jest z ich uczęszczaniem do szkoły, czy mają zabezpieczone potrzeby materialne, opiekę psychologiczną, pedagogiczną, czy mają korepetycje, dostęp do usług zdrowotnych. Odpowiedzialny jest za to powiat – tłumaczy Edyta Jędrzejewska, wydział polityki społecznej, Urząd Wojewódzki w Olsztynie.

Przyjrzeliśmy się bliżej stowarzyszeniu niesienia pomocy dzieciom „Mario", które prowadzi placówkę w Lidzbarku. Mieszka w nim czterdzieścioro czworo dzieci, choć obecne przepisy zakładają, że dom dziecka może mieścić maksymalnie czternastu podopiecznych. Dlatego formalnie stowarzyszenie prowadzi dwa domy dziecka: „Mario" i Olek". W jednym budynku, z jednym dyrektorem i kadrą pedagogów.

- Nie jest to dobre rozwiązanie, ponieważ chodziło o stworzenie warunków rodzinnych, w jakich wychowują się dzieci a nie o sprostanie przepisom formalnym. Tłumaczyli się, że dzieci jednak były wychowywane w warunkach rodzinnych, że jest podział na grupy, które żyją swoim życiem - mówi Beata Sobocińska, dyrektorka zespołu ds. edukacji i wychowania, Biuro Rzecznika Prawa Dziecka.

Dlaczego stowarzyszenie „Mario" starało się przyjąć jak największą liczbę wychowanków? Każdy podopieczny to około trzech tysięcy złotych miesięcznie dochodu. Za 44 podopiecznych starostwo płaci 132 tysiące złotych.

- Z tych trzech tysięcy stowarzyszenie musiało zapewnić wszystkie potrzeby socjalne dziecka, wypłacić pensje zatrudnionym tam osobom - mówi Tadeusz Modzelewski, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Działdowie.

Zgodnie z prawem celem stowarzyszenia nie jest zarobek, lecz niesienie pomocy dzieciom. Z ksiąg hipotecznych wynika jednak, że budynki, w których mieści się placówka stowarzyszenie „Mario" wynajmuje od innej firmy - spółki „Prominence". Według Krajowego Rejestru Sądowego właścicielem spółki jest Mariusz K., wiceprezes stowarzyszenia „Mario", noszący w dodatku to samo nazwisko, co prezes stowarzyszenia - Danuta K.

- Za wynajem są to pieniądze kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. To jest legalne. Jako stowarzyszenie nie ma zysku, natomiast jako właściciele budynków, tak – tłumaczy Tadeusz Modzelewski, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Działdowie.

- Pani prezes powiedziała, że będzie z nami blisko współpracować. Jest gotowa doprowadzić do stanu, który zaspokoi nasze oczekiwania – dodaje Mariusz Janicki, starosta powiatu działdowskiego.

- W tej sytuacji, która zadziała się w Lidzbarku, starostwo mogłoby sporządzić jakiś aneks do umowy i poprosić stowarzyszenie, że skoro zlecamy wam zadanie, powierzamy wam nasze dzieci, to zawrzyjmy zapis, że dyrektora placówki wybieramy wspólnie - radzi Edyta Jędrzejewska, wydział polityki społecznej Urząd Wojewódzki w Olsztynie.

Czy urzędnikom uda się zapewnić w lidzbarskim domu dziecka przestrzeganie zasad wychowawczych i praw dzieci? Tej sprawie będziemy się bacznie przyglądać.

podziel się:

Pozostałe wiadomości