Prywatne śledztwa

W prokuratorskim żargonie nazywa się ich „nękaczami”, ponieważ wydzwaniają, nachodzą, przeszkadzają, nękają. A tak naprawdę chcą porządnego, sprawnie prowadzonego śledztwa.

W tragicznych okolicznościach stracili ojca lub córkę, kogoś bardzo bliskiego. Chcą by przestępca, który zabrał im ukochaną osobę stanął przed sądem. Ale prokuratorskie śledztwa są zazwyczaj bardzo mozolne. Dlatego biorą sprawy w swoje ręce i sami gromadzą dowody. Potem chodzą na policję i do prokuratury niemal każdego dnia. Informują, proszą, żądają. By sprawdzić nowy trop czy przesłuchać ważnego świadka. Nie ustępują, choć prokuratura i policja traktują ich jak intruzów. Czy prokuratorzy potrafią korzystać z dowodów zgromadzonych przez rodziny ofiar przestępstw? Jednym z „nękaczy” jest Edward Kulik. Od prawie dwóch lat prowadzi prywatne śledztwo w sprawie śmierci swojej córki. Do tragedii doszło w październiku 2002 roku. Pan Edward pozwolił swojej siedemnastoletniej córce Edycie pójść ze swoim chłopakiem Łukaszem do klubu na koncert. Miała wrócić do domu o północy. O pierwszej w nocy chłopak powiadomił pana Edwarda, że Edyta jest w szpitalu. Jak się potem okazało, lekarze walczyli o jej życie. Po wielogodzinnej walce lekarzy dziewczyna zmarła. Lekarze przypuszczali, że mogła być pod wpływem silnych środków narkotycznych. Nie mieli jednak pewności, a na analizę trzeba było czekać. Niewykluczone, że gdyby Łukasz chciał współpracować, miałaby szansę przeżyć. Zrozpaczony ojciec dowiedział się, że jego córkę zabiło sześć tabletek ekstazy. Trzy dni później pan Edward znalazł w pokoju Edyty jej telefon komórkowy, a w nim szokująca wiadomość wysłaną jej przez Łukasza przed feralną imprezą o tym, że ma 12 „cukierków”. „Cukierek” to w młodzieżowej gwarze określenie na tabletkę narkotyku Ecstasy. Pan Edward poszedł z telefonem córki do prokurator prowadzącej śledztwo. Był przekonany, że ta natychmiast zajmie się sprawą – Zostałem potraktowany nie jako osoba, która może i chce pomóc prokuraturze i policji, ale jako intruz, który wręcz przeszkadza pani prokurator w spożywaniu śniadania – powiedział naszej dziennikarce. Pani prokurator odesłała go na policję. Prof. Piotr Kruszyński z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego nie miał wątpliwości, co do oceny postępowania prokurator – Prokurator, który tak się zachowuje postępuje skandalicznie i karygodnie. Pan Edward z dowodami poszedł, więc na policję. Tu, choć bez entuzjazmu, został jednak przyjęty. Widząc małe zaangażowanie funkcjonariuszy w tę sprawę, rozpoczął prywatne śledztwo. Odwiedził dziesiątki osób. Sporządzoną przez siebie listę potencjalnych świadków zaniósł policji, ale ta potraktowała ją sceptycznie. Na szczęście po miesiącu zmienił się gospodarz śledztwa. Nowa pani prokurator zaczęła współpracować z panem Kulikiem. Zmobilizowała też policję do aktywniejszego działania. Od tej pory sprawdzano niemal każdą sugestię pana Edwarda. Doprowadziło to w końcu do zebrania materiału dowodowego, który pozwolił na przedstawienie Łukaszowi S. aktu oskarżenia. Gdyby nie determinacja pana Kulika Łukasz prawdopodobnie uniknąłby odpowiedzialności. Jednak historia pana Kulika jest wyjątkowa. Wielu pokrzywdzonych prowadzi, bowiem prywatne śledztwa, najczęściej jednak prokuratorzy nie chcą w żaden sposób skorzystać z zebranego przez nich materiału dowodowego. Prokuratorzy tłumaczą się rozmaicie. Bo złe warunki, ciasne pomieszczenia, mało czasu, za dużo spraw. W efekcie wielu z nich dochodzi do wniosku, że po prostu lepiej pozbyć się „nękacza”.

podziel się:

Pozostałe wiadomości