Zdzisława Beksińskiego zamordowano 21 lutego 2005 r. Ciało artysty, z 17 ranami kłutymi, znaleziono w jego mieszkaniu. Do zabójstwa przyznał się 20-letni Robert K., syn mężczyzny, który od wielu lat wykonywał w mieszkaniu artysty remonty. Chłopak chciał od Beksińskiego pożyczyć pieniądze. W domu powiedział, że jedzie do dziewczyny. Wspólnie z kuzynem Łukaszem pojechał do artysty. Gdy Beksiński chciał zadzwonić do ojca Roberta, ten pierwszy raz ugodził go nożem. W tym czasie Łukasz czekał na klatce schodowej. Pomógł Robertowi wynieść ciało z mieszkania na balkon. Robert K. zabrał z mieszkania artysty dwa aparaty fotograficzne i płyty CD. Robert nigdy nie był karany. Matka twierdzi, że nie miała problemów z synem. - Jak zobaczyłam syna w więzieniu czułam ból. Prosił, żebym nie myślała, że jest złym dzieckiem. Dla mnie jest to ciężka sytuacja. Bardzo cierpię z tego powodu, że nie ma pana Beksińskiego i że Robert jest w więzieniu. On żałuje tego co zrobił. Chciałby skończyć szkołę. Chce pomagać ludziom. On jest bardzo dobrym dzieckiem – mówi matka Roberta K. Inne wrażenie Robert zrobił na Kamilu Kucu, bratanku Zdzisława Beksińskiego. - Roberta K. widziałem dwa razy w życiu. Pierwszy raz gdy, miał chyba pięć lat. Drugi raz na wizji lokalnej. Był zdenerwowany, ale bardzo rzetelny. Bez skrępowania opowiadał o przebiegu morderstwa. Na manekinie pokazywał gdzie uderzał nożem. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że dla tego młodego człowieka nie jest problemem, że kilka razy uderzył człowieka nożem, tylko to, że po pierwszym ciosie Zdzisław uderzył go w twarz – mów Kamil Kuc. Robertowi K. grozi 25 lat więzienia lub dożywocie. Zobacz także:Życie i śmierć Beksińskiego