- To są wyjątkowe sprawy. Tą żyła całą Polska. Oskarżony był szafarzem, przedstawiono go, jak Hioba -mówi nam prokurator Karina Spruś i nie ukrywa, że sprawa taka, jak ta, na zawsze pozostawia po sobie ślad.
"Chciałam uświadomić ogrom tragedii"
Trzy lata temu, w domu w Jastrzębiu, spłonęła niemal cała rodzina. Według policji i prokuratury sprawcą pożaru był Dariusz Perzyński - mąż i ojciec pięciorga dzieci. Zdaniem śledczych, po podłożeniu ognia mężczyzna zamknął dom, zasunął rolety i będąc w pobliżu domu przyglądał się rozwojowi wypadków. Motywem miały być pieniądze z ubezpieczenia najbliższych.
W pożarze zginęła 17-letnia Justyna, 13-letnia Małgosia, 10-letni Marcin i 4-letnia Agnieszka oraz ich matka, żona Dariusza Perzyńskiego, 40-letnia Joanna Perzyńska. Ocalał jedynie najstarszy syn, Wojciech.
Do mowy końcowej prokurator Karina Spruś przygotowywała się około dwóch tygodni. - Chciałam, żeby to była mowa przemawiająca do ludzi. Chciałam uświadomić ogrom tragedii - mówi naszemu reporterowi.
Bez drżenia w głosie
- Do moich obowiązków należy zachowanie obiektywizmu i nieokazywanie emocji na sali sądowej. Jednak przy tak bulwersującej sprawie trudno było zachować zimną krew. W części, kiedy omawiałam pokrzywdzonych miałam problemy z tym, by wyartykułować mowę bez drżenia w głosie, bez emocji, łez w oczach - przyznaje.
To było widać, kiedy prokurator wyliczała, czym charakteryzowały się ofiary Dariusza Perzyńskiego. - Uwielbiała swoich bliskich - mówiła o Joannie Perzyńskiej. Podkreślała, że Justyna lada chwila miała świętować 18. urodziny. - Była pełną radości nastolatką u progu dorosłości - mówiła Spruś. Z kolei 13-letnia Małgosia marzyła o napisaniu własnej książki, a jej młodszy brat, Marcin, uwielbiał grę na perkusji i gry komputerowe. - Wreszcie mała królewna: niespełna 4-letnia Agnieszka. Szczera, radosna, kochająca wszystkich miłością bezwarunkową. Wszystkie te osoby zginęły okrutną śmiercią z rąk człowieka, który miał je chronić! Człowieka, który zamiast miłości, ofiarował im śmierć! - mówiła z pasją prokurator Spruś
Życie prokuratora
Ona sama sprawę oskarżonego Dariusza Perzyńskiego przejęła, gdy awansowała z prokuratury rejonowej w Tarnowskich Górach do prokuratury okręgowej w Gliwicach. Wcześniej sprawę prowadził jej mąż prokurator Rafał Spruś, który stawiał zarzuty i oskarżał Dariusza Perzyńskiego.
Prywatnie pani prokurator jest też matką. Nie kryje, że przy tej sprawie nie dało się odłożyć emocji na bok. Podczas mowy końcowej podkreślała, że oskarżony zabił swoich najbliższych z zimną krwią.
"Nie jestem psychopatą"
Sam Perzyński konsekwentnie powtarza, że jest osobą niewinną. Reporter UWAGI! rozmawiał z nim kilka miesięcy temu. - W sercu mam spokój, mam czyste sumienie. Nie jestem żadnym psychopatą. Kocham ludzi - mówił mu oskarżony. A na pytanie, czy śpi spokojnie, odpowiedział twierdząco.
Prokurator Spruś nie ma najmniejszych wątpliwości, że Perzyński jest winny. Stąd żądanie dożywocia. - Nawet w świecie zwierząt nie ma bezsensownego okrucieństwa - podkreśla.
Wyrok zapadnie najprawdopodobniej zapadnie 19 grudnia. Dariuszowi Perzyńskiemu grozi dożywocie. On jak i jego adwokat proszą sąd o uniewinnienie.