- Byłem na balkonie, na dole stali młodzi ludzie. Kiedy mnie zobaczyli, zaczęli udawać małpie odgłosy. Zszedłem na dół i zacząłem rozmawiać z jednym z nich. Chcąc sprawę rozwiązać powiedziałem, że doprowadzę go na policję. Ale on nadal wydawał małpie odgłosy. Ku mojemu zdziwieniu, wszyscy otaczający nas ludzie wydawali małpie odgłosy. Tak w oknach, jak i na podwórku – wspomina mieszkaniec Białegostoku. Wkrótce po tych zajściach, mężczyzna został brutalnie zaatakowany na przystanku autobusowym przez grupę młodych ludzi z osiedla. - Pierwsza fala, to było około dziesięciu osób. Druga - pięć, sześć osób, które miały zamiar mnie zaatakować, ale przeszkodziły im dwie starsze panie, które stanęły w mojej obronie. Potem były dwie osoby, w tym syn mojej sąsiadki. To były razy w głowę, w boki. Zasłaniałem twarz rękami, aby uniknąć kolejnych razów – mówi poszkodowany. Po pobiciu zatrzymano cztery osoby, w tym trzech braci, sąsiadów mężczyzny. Nie przyznali się do winy. Twierdzą, że czarnoskóry Francuz ich prowokował. - Szliśmy po schodach. Mijaliśmy się. Ktoś musi ustąpić. Doszło do kontaktu fizycznego. To było lekkie – twierdzi Daniel Apoń, podejrzany o pobicie. - Gdy pierwszy raz go zobaczyłem, przeszedłem po trawniku, żeby uniknąć kontaktu z tym obcokrajowcem. Zachowywał się prowokująco. Wtedy właściwie stał w miejscu, stał przed klatką i nic nie robił – mówi Dawid Apoń. - Na pewno sprowokował syna. Mieszkamy tu od 17 lat. Pierwszy raz na tym osiedlu jest człowiek innej rasy, o innym kolorze skóry. I wcale się nie dziwię, że komentuje to młodzież, która pierwszy raz na żywo widzi murzyna. A on swoim zachowaniem jeszcze nakręca rasizm. Jak on wchodzi do klatki, to nawet jak mam potrzebę wyjścia, to nie wychodzę. On kłamie w żywe oczy – twierdzi Kazimierz Apoń, ojciec podejrzanych. Na rasistowskie zachowania żalą się ciemnoskórzy studenci, którzy uczą się w Białymstoku. - Polacy są bardzo miłymi ludźmi, ale myślę, że w tym mieście, rasizm jest bardzo powszechny – mówi Saskia Nadira Molina, studentka medycyny. - Miałem kiedyś parę incydentów w Białymstoku. Na przykład, kiedy szedłem na zakupy do sklepu spożywczego lub do Galerii Biała, lub idąc gdziekolwiek. Ludzie krzyczeli: biała siła, biała siła. Naśladowali odgłosy psów, małp – przyznaje Shahzad Mahmood, student medycyny. Do niedawna, obcokrajowcy studiujący w Białymstoku ukrywali swoje przykre doświadczenia. Kiedy jednak problem nabrzmiał, do władz uczelni dotarł list. Studenci opisali w nim kilkadziesiąt przypadków ataków agresji wobec nich. - Wydawało mi się, że jest to region wielokulturowy, gdzie ludzie są otwarci na inność, na inne religie, inny kolor skóry i na inną mowę. Okazuje się, że nie – mówi prof. Lech Chyczewski, Akademia Medyczna w Białymstoku. Listem od studentów zajęła się białostocka prokuratura. - W tej sprawie było prowadzone postępowanie, które zostało zakończone umorzeniem, ponieważ nie wykryto sprawców. Natomiast faktem jest, że tych wydarzeń jest za dużo. Są one przez organy ścigania traktowane z należytą powagą – mówi Marek Winnicki z Prokuratury Rejonowej w Białymstoku. Ciemnoskórzy studenci obawiają się wychodzić wieczorem na miasto. Ich zdaniem, to niebezpieczne. Wolą przebywać w akademikach. - Kiedy wychodzimy wieczorem, musimy być trochę bardziej ostrożni. Szczególnie w sobotnie wieczory, kiedy na ulicach jest dużo ludzi – mówi Jay Chotai, student medycyny. Obcokrajowców najbardziej dziwią rasistowskie incydenty, które zdarzają się w biały dzień oraz brak reakcji postronnych osób. - Byłam na zakupach, żeby kupić jedzenie dla mojego dziecka. W głównym korytarzu spotkałam trzech chłopaków. Jeden z nich zaczął mnie zaczepiać. Krzyczał: biała siła, małpa, wracaj do domu. Kiedy spotkałam ich znowu zapytałam: jaki macie problem, a on znowu mi mówił: ku..., jedź do domu.. Chciał ze mną się bić. Był agresywny, uderzył mnie w twarz. Ochroniarz tylko patrzył i nie zrobił nic – mówi Saskia Nadira Molina.