Prawo silniejszego

- Zawiodłam się na wszystkich instytucja, które mają bronić prawa – mówi pani Marzena, która od trzech lat walczy o swojego syna. Konrad ma 6 lat i nie widuje mamy. Ojciec dziecka łamał wszystkie postanowienia sądu, aż wreszcie bezprawie zostało zalegalizowane.

Marzena i Robert poznali się gdy mieli 16 lat. Pobrali się 6 lat temu. Zaraz po ślubie zamieszkali z rodzicami pana młodego. Po kilku miesiącach na świat przyszedł Konradek. - Myślałam, że będzie dobrze. Ale od samego początku było źle. Mąż ciągle krzyczał, że nic nie wniosłam do związku. Że nie wniosłam nawet lodówki czy pralki – wspomina pani Marzena Wardecka, matka Konrada. Pani Marzena twierdzi, że mąż był agresywny i często podnosił na nią rękę. Po kolejnej awanturze domowej postanowiła razem z dzieckiem wyprowadzić się z domu teściów i przenieść do swoich rodziców. - Poszła do mamy, bo powiedziała, że tam będzie jej lżej. Nie mam sobie nic do zarzucenia – twierdzi Robert Wardecki, ojciec. Ojciec zgodnie z postanowieniem sądu zabierał syna do siebie dwa razy w tygodniu. Trzy lata temu, po jednym z takich spotkań, nie odwiózł syna do matki. Postanowił zatrzymać Konradka u siebie. - Zadzwonił i powiedział, że więcej dziecka nie zobaczę – mówi pani Marzena. Jeszcze tego samego dnia pani Marzena pojechała po dziecko do oddalonego o cztery kilometry domu teściów. Nie wpuszczono jej do środka. W końcu postanowiła wezwać policję. Funkcjonariusze przed dom ojca dziecka przyjeżdżali wielokrotnie. Na prośbę matki próbowali skontaktować się z ojcem dziecka, niestety mężczyzna nie otwierał policjantom drzwi. - To jest jeden wielki koszmar. Ja udaję, że żyję normalnie. Ale nie żyję normalnie – płacze kobieta. Matka postanowiła walczyć o syna przed sądem. 20 stycznia 2005 roku zapadło pierwsze postanowienie w tej sprawie zgodnie, z którym ojciec natychmiast ma oddać syna matce. Po roku od czasu wydania pierwszego postanowienia, sąd wydał kolejne dwie decyzje. Najpierw jedną, po kilku miesiącach drugą, w których nakazuje ojcu wydać chłopca matce. Kobiecie w odzyskaniu syna miał obowiązek pomóc kurator sądowy. - Ja tam jeździłam przez długi czas nawet z policją. Nie wydawał mi syna, mimo że była decyzja sądu – wspomina pani Marzena. Pani Marzena przez długi czas próbowała nakłonić kuratora, żeby pomógł jej w odzyskaniu syna. W końcu po wielotygodniowych pertraktacjach i urzędniczych przepychankach matka w asyście kuratora, psychologa i policji udała się do domu ojca. Wpuszczono ich do środka. Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie. Pani Marzena po kilku minutach wyszła z synem trzymając go za rękę, ale za chwilę rozegrał się dramat. - Ojciec podszedł. Zaczął krzyczeć i wyrywać mi Konradka. Jego matka mnie szczypała. W końcu kuratorka wzięła dziecko i dała je ojcu. Wyrywali mi dziecko z rąk – opowiada pani Marzena. Psycholog Bogdan Bielski uczestniczył w całym zajściu. Uważa, że w trakcie przekazywania dziecka matce kurator popełnił wiele niedopuszczalnych błędów. - Pani Wardecka wyszła prowadząc wesołe dziecko do samochodu. I to wszystko miałoby szansę powodzenia, gdyby nie agresja jej męża, który odebrał dziecko siłą. Na top wszystko patrzył dwuosobowy patrol policji. Nic dziwnego, że w sytuacji dziecko zaczęło płakać. Pani kurator próbowała uspokoić dziecko, wreszcie oddał je ojcu - opowiada Bogdan Bielski psycholog Matka złożyła na kuratorkę skargę do prezesa sądu okręgowego w Pruszkowie. Przez kilka miesięcy toczyło się przeciwko niej postępowanie dyscyplinarne. - W działaniach kuratora nie widzę naruszenia prawa – powiedział Mirosław Przybylski, Sąd Okręgowy w Pruszkowie. Pani Marzena w ciągu ponad dwóch lat tylko kilka razy widziała syna. Mimo to, że nie ma ograniczonych praw rodzicielskich, praktycznie nie ma do dziecka żadnych praw. Ojciec dziecka kpi sobie z decyzji sądu i jest bezkarny. - Dobro dziecka jest ważniejsze niż postanowienie sądu – twierdzi Robert Wardecki. Po kilku miesiącach rodzice Konrada znów spotkali się w sądzie. Sąd poprosił ekspertów o opinię w tej sprawie. Psychologowie mieli stwierdzić, z kim dziecko ma silniejszą więź, z ojcem czy matką. Po prawie trzech latach trwania rozłąki syna z matką psychologowie uznali, że chłopiec jest silniej związany z ojcem i jego rodziną. Sąd opierając się na ich opinii wydał sprzeczną decyzję z trzema poprzednimi. Postanowił, że miejscem pobytu dziecka będzie miejsce zamieszkania ojca. - Nie uważam, że bezprawie zostało zalegalizowane. Dziecko znajduje się u ojca na podstawie legalnego rozstrzygnięcia sądu – uważa Małgorzata Masiulanis, Sąd Okręgowy w Warszawie Pani Marzena natomiast otrzymała prawo spotykania się z dzieckiem dwa razy w tygodniu w domu ojca. Kilka razy mężczyzna wpuścił matkę Konrada do domu. Później stwierdził, że kobieta zachowuje się niewłaściwie i przestał otwierać jej drzwi. Kilka dni temu sąd wydał kolejną szokującą decyzje w tej sprawie. Matka będzie mogła spotykać się z synem w neutralnym miejscu, którym może być poradnia psychologiczna, w obecności ojca, kuratora i psychologa dwa razy w tygodniu przez godzinę. - Ta sprawa pokazuje, ze dobro dziecka jest hasłem kodeksowym. Dla dobra dziecka łamie się jego prawa, potrzeby rozwojowe. Ta sprawa pokazuje, że skuteczną drogą by walczyć o swoje prawa jest dzieci zabierać, ukrywać i utrudniać kontakt drugiemu rodzicowi – dodaje Bogdan Bielski psycholog.

podziel się:

Pozostałe wiadomości