Kilkuosobowa grupa dzieci pod opieką dwóch wychowawczyń zatrzymała się na niestrzeżonej plaży w Mielnie. Czworo dzieci weszło do wody, nagle porwała ich fala. Tylko trójce z nich udało się dopłynąć do brzegu. Adrian zniknął pod wodą. Chłopiec uderzył w falochron, stracił przytomność i prawie pół godziny leżał na dnie, na głębokości 4 metrów. Ratowników z oddalonej o 150 metrów plaży strzeżonej powiadomił przypadkowy plażowicz. Opiekunki nie zauważyły, że w wodzie rozgrywa się dramat. - Gdy zobaczyłam go w szpitalu od razu zaczęłam do niego mówić, żeby wrócił do nas – mówi Ewa Grześków, matka Adriana. – Powtarzałam mu, że wszyscy tu na niego czekamy. Adrian ukończył szkołę podstawową, właśnie dostał się do wymarzonego gimnazjum, nie sprawiał problemów wychowawczych. Chłopak ma młodszą siostrę i brata. Całą trójkę samotnie wychowuje matka. Rodzina ledwo wiąże koniec z końcem. - Do Caritasu chodził przez trzy tygodnie. Panie zorganizowały wycieczkę do Mielna, no i pojechał – mówi matka Adriana. - Zapytał wcześniej o zgodę. Pozwoliłam mu, bo przecież miał jechać w towarzystwie dorosłych. Gdy dzieci dotarły do celu, opiekunki postanowiły zatrzymać się na plaży niestrzeżonej. Jedna z nauczycielek została przed wejściem na plażęi pilnowała rowerów. Druga weszła na plażę i usiadła na kocu wśród tłumu plażowiczów, z dala od wody i pozwoliła dzieciom kąpać się w morzu. - Panie pozwoliły nam wejść do wody do pasa – opowiada kolega Adriana, uczestnik wycieczki. - Jak wychodziliśmy z wody, przyszły duże fale i wciągnęły nas do wody. Adrian nie wypłynął na powierzchnię. Zacząłem krzyczeć: pomocy! Ratownik, który obserwował przez lornetkę osoby pływające, również te na kąpielisku niestrzeżonym zauważył, że falochronu trzyma się mężczyzna. Natychmiast wysłał do niego pomoc. Na miejscu okazało się, że mężczyzna próbuje wyciągnąć Adriana leżącego na dnie morza. Jeden z ratowników zszedł pod wodę, i właśnie tam, po kilku minutach znalazł Adriana. Chłopiec był zaklinowany pod falochronami, na głębokości 4 metrów. - Znaleźliśmy to dziecko 4 metry pod wodą, przy falochronie - mówi Roman Chołys, ratownik WOPR. - Jak go wyciągałem, pomyślałem – nieboszczyk. Cały był blady i siny – opowiada ratownik. - Panie wtedy siedziały na kocu – opowiada kolega Adriana. - Podeszły do wody dopiero, jak ratownicy przyszli. - Opiekunki zjawiły się dopiero wtedy, gdy chłopaka wyciągaliśmy z wody, nie wiem, jak one mogły do tego dopuścić – mówi Przemysław Pytel, ratownik WOPR. Chłopiec nie dawał żadnych oznak życia, jego serce przestało bić. Ratownicy rozpoczęli akcję reanimacyjną. Po ponad 20 minutowej reanimacji serce Adriana zaczęło bić. Dziecko w stanie krytycznym zostało przewiezione do szpitala w Koszalinie na oddział intensywnej opieki medycznej. O tragedii matka chłopca dowiedziała się kilka godzin później. - Koło godz. 15 przyjechał ksiądz z jedną z opiekunek, która była na tej wycieczce – opowiada matka Adriana. - Powiedzieli, że Adrian się trochę podtopił, że trzeba jechać do szpitala. Dopiero w drodze do szpitala dowiedziałam się, że Adrian jest na oddziale intensywnej opieki medycznej i że lekarze nie dają mu szans na przeżycie. Powiedzieli, że wyciągnęli praktycznie z wody trupa. Sprawę bada policja i prokuratura. Przesłuchano już wszystkich świadków zdarzenia. Opiekunkom najprawdopodobniej zostaną postawione zarzuty o niedopełnienie obowiązków, za co grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności. - Panie udały się na plażę niestrzeżoną, to jest bulwersujące, nie powiadomiły też ratowników - komentuje Marek Karczyński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie. Tymczasem opiekunki nadal pracują i wciąż zajmują się dziećmi. Kobiety nie chciały komentować zajścia na plaży. Ksiądz dyrektor Caritasu nie wyciągnął od opiekunek żadnych konsekwencji, nie zawiesił nauczycielek w pracy, bo nie widzi w tym nic nagannego. Walka o życie Adriana trwa. Chłopiec już czwarty tydzień jest w śpiączce.---strona---