Rodzice nastoletniego Marcelego niepokoili się stanem psychicznym syna.
- Zaczął mu się obniżać nastrój. Próbowaliśmy dowiedzieć się, co z nim tak naprawdę się dzieje – opowiada Mariola Ismail-Zade. I dodaje: - Zaczęły się coraz większe problemy, uciekał z domu. W końcu w szpitalu dowiedzieliśmy się, że syn bierze narkotyki. Wyszło to w testach.
Walka o syna
Przez ostatnie osiem lat rodzice Marcelego prowadzili ciągłą walkę o wyrwanie syna ze szponów uzależnienia, głównie od morfiny.
- Tak jak nikt nie uczy, jak być rodzicem, tak nikt nie uczy, jak być rodzicem osoby uzależnionej. Nie ma czegoś takiego jak przymusowe leczenie. Zawsze to była walka pomiędzy znalezieniem sposobu leczenia, a jeszcze namówieniem Marcelego, żeby w ogóle wyraził zgodę na to, żeby się leczyć – mówi Enwer Ismail-Zade.
Ze względu na brak wsparcia ze strony państwowej służby zdrowia konieczne okazało się poszukiwanie pomocy w prywatnych ośrodkach odwykowych. Ale Marceli wracał do nałogu.
Przełom?
Pod koniec ubiegłego roku pojawiła się nadzieja, że 24-letni już Marceli w końcu pokona nałóg.
- Zaczął mieć porządek w domu, pierwszy raz był u nas na Wigilii, po siedmiu latach to jest wyczyn. Wcześniej nie był w stanie albo dotrzeć, albo nie było z nim kontaktu – mówi pani Mariola. I dodaje: - W połowie stycznia syn miał wizytę u lekarza i napisał, czy dam mu na tego lekarza. Powiedziałam – OK. Skoro psychiatra ma mu pomóc, to dobrze.
Nikt nie spodziewał się tragicznego obrotu sprawy.
- Wieczorem zobaczyłam, że nie jest aktywny jego laptop. A zawsze słuchał muzyki, czy spał, czy nie, laptop był w tle. Dojechaliśmy pod dom, miał zapalone światło. A w środku był chłopak, wyglądał jak Marceli, bo był podobnej postury. Ale okazało się, że to nie był on. Nie zdążyłam przeczytać SMS-a, że mój syn nie żyje. Jego ciało było całkiem sine, mąż chciał go reanimować, ale kolega powiedział, że jest już za późno. Że już nic nie zrobimy – opowiada matka 24-latka.
- Zobaczyliśmy receptę. Zdziwiliśmy się, że jest taka ilość recept na stole. Mąż wziął je do ręki i mówi: „Zobacz, tu jest pełno morfiny”. To była morfina w najwyższych dawkach. Nie musiałam pytać, co się stało. Tak naprawdę wszystko już wiedziałam – dodaje Ismail-Zade.
Lekarz
Wszystkie recepty na zakup morfiny wystawił podczas wizyty Marcelego doktor W., przyjmujący pacjentów w poradni w centrum Poznania.
- Zasięgnęłam opinii kolegów Marcela i środowiska, czy oni też w ten sposób z tego korzystali i czy z tego lekarza korzystali, wszyscy powiedzieli, że tak. Pan lekarz z tego słynął. Przyjeżdżały osoby z całej Polski i on wypisywał im recepty, takie jakie chcą – wskazuje pani Mariola.
Czy to możliwe, aby lekarz-psychiatra wypisywał uzależnionym narkotyki na życzenie? By to sprawdzić, przygotowaliśmy dziennikarską prowokację. Nasza redakcyjna koleżanka, udając uzależnioną od morfiny pacjentkę-narkomankę, poprosiła doktora W. o wypisanie olbrzymiej ilości leku MST Continus, czyli właśnie morfiny. Recepty na ten sam lek doktor W. wystawił zmarłemu Marcelemu. Po przeprowadzeniu wywiadu lekarz wypisał recepty na morfinę.
Nasze wątpliwości wzbudziła wysoka cena wizyty u doktora W., taką samą kwotę zapłaciła wcześniej mama Marcelego. Gdy sprawdziliśmy ceny konsultacji psychiatrycznych w Poznaniu, okazało się, że są one o wiele niższe. Pierwsza wizyta zwykle kosztuje około 200 zł.
- Za te 400 zł wliczone są recepty, którymi pan doktor handluje, tak naprawdę – uważa pani Mariola.
Po przyjęciu ostatniego pacjenta doktor W. opuścił przychodnię.
Zapytaliśmy, jakie były przesłanki do przepisania morfiny naszej dziennikarce.
- Deklaracja pani, że jest osobą uzależnioną. Działam w dobrej wierze.
Zapytaliśmy też o recepty wypisane dla Marcela.
- Nie pamiętam – stwierdził lekarz.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia. Nigdy nie wiadomo, co dana osoba zrobi w ogóle z jakimikolwiek lekami. To, co państwo mówicie… Jak się z tym zgodzić? Traktuję to jako rodzaj manipulacji i uproszczeń, które są nie do przyjęcia – oświadczył medyk.
„Dla mnie to jest diler”
Materiał zarejestrowany w gabinecie doktora W. pokazaliśmy prezesowi Wielkopolskiej Izby Lekarskiej, który jest także psychiatrą.
- Jestem zszokowany samym przebiegiem wizyty. To klasyczne wydanie leku na żądanie, właściwie na życzenie. Bez określenia wskazań do tego – mówi Artur de Rosier, prezes WIL. I zaznacza: - Osoby z uzależnieniem opiatowym kieruje się do oddziału detoksacyjnego. Ode mnie z gabinetu taka osoba wyszłaby z takim skierowaniem. Pracuje 22 lata w psychiatrii i nie zdarzyło mi się wystawić recepty na morfinę.
Artur de Rosier zadeklarował, że Izba podejmie dochodzenie w tej sprawie.
- Zastanawiam się, ilu jeszcze osobom ten lekarz wypisze takie recepty i ile osób przez niego umarło. Życia Marcelowi nie przywrócę, ale mam nadzieję, że ten materiał pozwoli zastanowić się lekarzom nad tym, czy warto zarobić 400 zł i wypisać komuś receptę na morfinę – mówi matka Marcelego.
- Tak naprawdę dla mnie to jest diler. I super się urządził, bo zwykły diler ma problemy, musi się ukrywać, a tutaj… w eleganckim gabinecie wypisuje legalne narkotyki. To jest niepojęte – dodaje ojciec zmarłego.
Sprawą doktora W., po złożeniu przez matkę zmarłego Marcelego zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa, zajmuje się poznańska prokuratura. Śledczy czekają na wyniki badań toksykologicznych próbek pobranych z ciała mężczyzny, które pozwolą ustalić, czy zmarł on z powodu przedawkowania morfiny. Na razie w postępowaniu prowadzonym w sprawie „narażenia na pozbawienie życia lub zdrowia” nikomu nie postawiono zarzutów.