Od początku podróży wszystkim osobom jadącym na pogrzeb papieża Polaka towarzyszyła radość. Pielgrzymom nie przeszkadzała niewygoda. Dla nich najważniejsze było, że wyruszyli w ostatnią pielgrzymkę do ukochanego Ojca Świętego. - Przez dwa dni nie umiałem powstrzymać łez. Czuję się rozdarty i nie wiem, co z sobą począć. Jadę na ten pogrzeb z obowiązku. Muszę tam być – mówił Gracjan Lubos, jeden z pasażerów. Podobnego zdania jest rodzina Tukerów. Na pożegnanie z Ojcem Świętym zabrali swoje paroletnie dziecko. - Jedna mama powiedziała, że jesteśmy nieodpowiedzialni, druga, że jesteśmy odważni. Do odbycia tej podróży rzeczywiście potrzebne było dużo odwagi, a także optymizmu i wiary, że ktoś nad nami czuwa – mówi Agnieszka Tuker. Nie wyobraża sobie, że mogłaby nie uczestniczyć w pogrzebie. ---obrazek _i/rzym/2.jpg|prawo|Msza święta w pociągu--- - Moim marzeniem było dotrzeć do Rzymu za kadencji Jana Pawła II. Nie zdążyłam, więc teraz jadę – dodaje pani Agnieszka. Tą samą podróż odbywała siostra Natanella. Po spotkaniu z Janem Pawłem II odkryła w sobie powołanie. - Niezapomniane jest to wrażenie, gdy papież spojrzał prosto w moje oczy. Myślę, że można to przyrównać do spojrzenia Pana Jezusa, który powoływał apostołów mówiąc „Pójdź za mną”. Ja wiedziałam wtedy, że to moje powołanie jest prawdziwe – wspomina siostra Natanella. Mówi, że długo opłakiwała śmierć Karola Wojtyły. Jak każdy Polak chciałaby, aby żył jak najdłużej i żeby był razem z nami. - Ale dzisiaj zrozumiałam, że jest między nami. Chciałabym, aby między ludźmi panowała taka jedność jak teraz. Bo to jest to, o co papież najczęściej się modlił – żeby panowała miłość – dodaje siostra Natanella. Do Rzymu wybrało się także wielu młodych ludzi, by uczestniczyć w ostatniej ziemskiej drodze Ojca Świętego. - „Nie lękajcie się” – to najważniejsze przesłanie Ojca Świętego. Życie jest drogą i my nie boimy się tej drogi. Nawet 2 tys. kilometrów nie jest dla nas przeszkodą – powiedział Maciej Piepiel. ---obrazek _i/rzym/3.jpg|prawo|Pani Agnieszka na pogrzeb pojechała z mężem i dzieckiem--- Do celu podróży polscy pielgrzymi dotarli dopiero po 30 godzinach. Zmęczeni, a jednocześnie szczęśliwi, nie mieli wątpliwości, że dobrze zrobili przyjeżdżając do Watykany. - Zastanawiałem się, dlaczego człowiek chce tu przyjechać. Odpowiedź jest chyba prosta. Co nas pcha na pogrzeby naszych bliskich? Chęć pożegnania się. I taka sytuacja ma tutaj miejsce – stwierdził Marcin Tuker.