- Na zdjęciach, które obiegły media nasi wychowankowie uczą się nowej formy w jaki sposób można się uczyć bawić, a nie koniecznie robić zniszczenie wokół siebie. Polewałam im tylko trochę głowy, później poszli i się wykąpali. Ta sprawa jest przez media w bardzo brzydki sposób nagłośniona, a wydaje mi się, że tym dzieciom nie stała się krzywda - mówi Małgorzata Kosobucka, dyrektorka Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Lidzbarku Welskim.
- Na tych zdjęciach widać jak temu wszystkiemu przyglądali się wychowawcy, pani pedagog i pani sekretarka z biura. Uczestniczyć w tym musieli też wszyscy wychowankowie. Każdy, który wtedy był w placówce miał przy tym być. To było polecenie. W ramach przestrogi, żeby więcej nie miało miejsca takie zdarzenie, które miało podczas imprezy. A teraz osoby, które współpracują z policją, w tej chwili są zwalniane z pracy, bo nasze zeznania obciążyły panią dyrektor - przedstawia sytuację były pracownik Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Lidzbarku Welskim.
Placówka, w której miało dojść do tych zdarzeń istnieje od 5 lat. Jak opowiadają byli wychowankowie w ośrodku stosowano jeszcze wiele innych kar poniżających dzieci.
- Tak naprawdę w tej placówce nie jest przyjemnie. Wychowawcy często kłócą się, czasem potrafią przekląć na wychowanków. Jak dla psów nam podwieczorek rzucali. Kto złapie, ten ma. Na cały tydzień pani dyrektor zabrała sztućce i musieliśmy jeść rękoma. To była kara za to, że ginęły sztućce wtedy - opowiada Iza Gutkowska.
Całą sprawą zaskoczeni są rodzice wychowanków placówki. Przyznają jednak, że otrzymywali od dzieci sygnały, które wzbudzały ich niepokój.
- Ja nie wiedziałam, że tam się takie rzeczy dzieją. Czasem coś tam narzekali, ale od razu ostrzegali, żeby tego nie opowiadać nikomu, żeby pani dyrektor się nie dowiedziała. Te dzieci są tam zastraszone. Jak coś tam zbroił, to trzy tygodnie był w izolatce - mówi Małgorzata Schmeichel, mama dwóch wychowanków placówki.
Obecnie dyrektorka placówki jest na przymusowym urlopie. Jednak zanim do tego doszło, zgodziła się wypowiedzieć przed kamerą. Zrobiła to tylko dla naszego programu.
- Ja jestem tylko człowiekiem. Ode mnie się tylko wymaga, a nikt mi nie dał dobrych rozwiązań co robić w różnych sytuacjach. To jest naprawdę bardzo trudna praca. Jednak nie uważam, że powinnam zrezygnować z tej pracy, bo dowodem, że idzie mi dobrze jest to, że te dzieci codziennie do mnie przychodzą. Jestem przez te dzieci lubiana, akceptowana. Pomagam im jak tylko mogę - tłumaczy się Małgorzata Kosobucka, dyrektorka Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Lidzbarku Welskim.
Sprawa poniżania dzieci w tej placówce wzbudziła emocje i dyskusje wielu środowisk w całej Polsce. Do tej pory jeszcze nikt nie usłyszał zarzutów, ale prokuratura i policja wciąż prowadzą postępowanie w tej sprawie.