Ochrona sklepu Rossmann w Gdańsku zatrzymała panią rzecznik z tuszem za który nie zapłaciła, 15 stycznia. Ochroniarz nie miał najmniejszych wątpliwości, że kobieta nie chciał zapłacić za towar. Po jego interwencji zapłaciła – 39.99 zł. Na spotkanie z reporterem Uwagi przyszła uzbrojona w swoją kamerę, na której rejestrowała całą rozmowę. - Musiałabym być chora i głupia, żeby za taką kwotę ryzykować utratę pracy – mówi nam pani rzecznik. Przyłapana przez ochroniarza ze sklepu, podpisała protokół kradzieży. Nam wyjaśniała, że nie wiedziała co podpisuje. - Ochroniarz mi tłumaczył, że to protokół ugody – wyjaśniała nam Grzegorowska. Jednak trudno uwierzyć w wyjaśnienia policjantki, bo treść protokołu nie budzi żadnych wątpliwości. Jest to jedna kartka formatu A4, gdzie poza danymi osobistymi i rubryką rzeczy znalezionych przy zatrzymanej osobie, nic więcej nie ma. Nie sposób nie zauważyć także dużego napisu: protokół kradzieży. Panią rzecznik broni jej szef, zastępca komendanta miejskiego policji w Gdańsku– mimo, że o całej sprawie dowiedział się od dziennikarzy. - Dla mnie nie ma sprawy – powiedział krótko. Policjantki, z wątpliwa reputacją, broni także jej koleżanka – rzecznik komendanta wojewódzkiego policji. - To się mogło przydarzyć każdemu – mówi Gabriela Sikora, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji. – Prędzej bym uwierzyła, że po imprezie, nietrzeźwa prowadziła samochód niż żeby coś ukradła. I chociaż wszyscy podkreślają , że rzecznik musi być poza wszelkimi wątpliwościami, to policjantka nadal pełni swoje obowiązki.