- Ustalenia dowodowe, które udało nam się zgromadzić świadczą, że Tomasz S. był jednym z organizatorów nekrobiznesu w łódzkim pogotowiu – mówi Małgorzata Glapska–Dutkiewicz z łódzkiej prokuratury. - Osoba, która ma brudne ręce w związku z tak brudnymi sprawami jak nekroafera, nie będzie miała nic do powiedzenia w zakresie działalności pogotowia - zapewnia dyrektor łódzkiego pogotowia Bogusław Tyka. Nekroafera wybuchła w 2002 roku. Niektórzy pracownicy łódzkiego pogotowia ratunkowego przekazywali informacje o zgonach pacjentów współpracującym z nimi zakładom pogrzebowym. Pracownicy pogotowia mieli m.in. opóźniać interwencje u ciężko chorych, by przyspieszyć ich śmierć - świadkowie mówili o podawaniu chorym pavulonu, środka zwiotczającego mięśnie, który powodował śmierć przez uduszenie. Na czele zbrodniczej grupy, nazwanej ”łowcami skór”, miał stać szef dyspozytorów pogotowia Tomasz S. Posytepowanie prokuratorskie potwierdziło ustalenia dziennikarzy ”Gazety Wyborczej”: dwóm osobom postawiono zarzut zabójstwa przy użyciu pavulonu. Zaś o udział w nekrobiznesie podejrzanych jest 48 osób. Wśród nich znalazł się również Tomasz S. - trafił na trzy miesiące do aresztu. Jednak nie udało się udowodnić mu bezpośredniego udziału w handlu informacjami o zgonach pacjentów. Mimo to dyrektor pogotowia zwolnił go z pracy. S. odwołał się do sądu pracy. I sprawę wygrał. Sąd uznał, że zgodnie z przepisami nie można go zwolnić, bo... jest szefem związku zawodowego i w związku z tym może wrócić do pracy w pogotowiu. Wyrok sądu był oparty na piśmie przedłożonym przez związkowców, z którego wynika, że Tomasz S. jest szefem ich stowarzyszenia. Jednak reporterka UWAGI! trafiła też na inny dokument, z którego wynika, że szefem związku jest nie Tomasz S., lecz jego brat. Wiele wskazuje na to, że pismo przedłożone sądowi było sfałszowane. - Tomasz S. był funkcyjnym związkowcem i jako takiemu przysługiwała mu ochrona związkowa – mówi Tomasz Patora, jeden z dziennikarzy ”Gazety Wyborczej”, którzy ujawnili handel skórami. – Dyrektor nie mógł go zwolnić bez zgody stowarzyszenia, które S. sam stworzył i którego był szefem. Związkiem S. kieruje od czasu, kiedy usunięto go z ”Solidarności”. A usunięto go za… handel ”skórami”. 13 lat temu jako przewodniczący ”Solidarności” w łódzkim pogotowiu zorganizował siatkę zajmującą się tym procederem. Reporterka UWAGI! dotarła do dokumentu z zebrania związkowego w 1991 r., podczas którego zupełnie formalnie regulowano sposoby wymiany informacji o zgonach pacjentów. Po wyrzuceniu z ”Solidarności” Tomasz S. założył własny związek, który był prawdopodobnie tylko przykrywką dla procederu handlu zwłokami. - Do tej pory nikt z legislatorów nie dopuszczał takiej możliwości, by można było stworzyć związek zawodowy, który jest tylko parawanem dla własnych działań, nawet działań przestępczych – mówi Marcin Stelmasiak, reporter ”Gazety Wyborczej”. - Skieruję do sądu wniosek o kasację wyroku przywracającego Tomasza S. do czynnej pracy w pogotowiu - mówi dyrektor Bogusław Tyka. - Wyrok ten uważam za klęskę polskiego wymiaru sprawiedliwości - dodaje. Wcześniejsze próby kontaktu z Tomaszem S. nie powiodły się. Nie było po nim śladu w siedzibie własnej fundacji ”Na ratunek”, a jego dom wyglądał, jakby został opuszczony. Tomasz S. do pracy stawił się punktualnie.