Do wypadku doszło w zeszłym tygodniu w nocy z niedzieli na poniedziałek. Sprawca, jadąc drogą Psary - Secemin (powiat włoszczowski, woj. świętokrzyski), śmiertelnie potrącił 27-letniego mężczyznę Piotra W. i uciekł z miejsca wypadku. Prawdopodobnie udałoby mu się uniknąć kary, gdyby nie jeden drobny ślad. - Od samego początku rokowała się trudna sprawa w wykryciu. Nie mieliśmy żadnych świadków – opowiada młodszy aspirant Tomasz Jaszewski, dzielnicowy Posterunku Policji z Secemina. – Jedyne co znaleźliśmy na miejscu zdarzenia to fragment zderzaka samochodowego. Wyjaśnienie tej sprawy jeszcze bardziej utrudniły dwa mylne tropy: biegły stwierdził, że zderzak pochodzi z Volswgena lub Froda wyprodukowanego przed 1990 rokiem. Dodatkowo, przypadkowy kierowca, który znalazł ciało na drodze wspominał, iż widział w okolicy poloneza. Jednak znaleziony fragment zderzaka nie dawał spokoju dzielnicowemu. Postanowił przeprowadzić śledztwo na własną rękę, już po godzinach pracy. Korzystając z własnego komputera Jaszewski zaczął szukać w internecie samochodów, które mają podobny zderzak. Wśród jego typów znalazł się między innymi Fiat Tipo. - Na drugi dzień wspólnie z kolegami z posterunku zaczęliśmy typować Fiaty Tipo na naszym terenie. – mówi Tomasz Jaszewski. Podjechaliśmy pod pierwszy wytypowany pojazd i to był strzał w dziesiątkę. Jednak nie od razu policjanci mogli triumfować. Na posesji Piotra B. stał nienaruszony Fiat Tipo, z całym zderzakiem. Nic nie wskazywało na to, by uczestniczył w wypadku, lub by było z nim coś nie tak. Nic, poza… kolorem. Fiat należący do Piotra B. był grafitowy, a ten – srebrny. Zagadka wkrótce się wyjaśniła. 27-letni Piotr B. z Żelisławiczek przyznał się do spowodowania wypadku. Po zdarzeniu kupił sobie używanego Fiata Tipo, a samochód, którym jechał feralnej nocy... zakopał za swoją stodołą.Jak twierdził kopał ręcznie w nocy, około sześciu godzin. To o tyle zaskakujące, że aby wydobyć auto, policjanci użyli koparki, która pracowała przez trzy godziny. Teraz mężczyźnie grozi do 12 lat więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia. - Źle zrobiłem, napewno źle zrobiłem – tłumaczy się Piotr B. – Nie wiem, co się ze mną działo. Później jak przyjechałem do domu, siedziałem i nie wiedziałem w ogóle, co mam zrobić. Piotr B. Twierdził, że w chwili wypadku był trzeźwy i to nie on potrącił ofiarę, a tylko najechał na leżącego mężczyznę. Uciekł, gdyż był w szoku. Jednak na pytanie dziennikarza, czy chociaż sprawdził, czy ten człowiek żyje, odpowiada: „Nie”.