71-letnia Anna Kałużniak-Hauser chorowała na przewlekłą chorobę płuc. Przez ostatnie lata każde jej drobne przeziębienie kończyło się pobytem w szpitalu. Na szczęście po kroplówkach i tlenoterapii kobieta wracała do domu.
16 listopada, gdy przyjechało po nią pogotowie, stwierdzono, że poza typowymi dolegliwościami ma także koronawirusa. Panią Annę przewieziono do szpitala w Piotrkowie Trybunalskim.
- Z SOR-u trafiła do izolatorium, czekając na wynik. 17 listopada jeszcze ją słyszałam. Dzwoniłam na izolatorium. Pani pielęgniarka grzecznościowo otworzyła drzwi i powiedziała jej, że dzwoni córka i zapytała, czy mama chce coś przekazać. Ostatnie słowa mojej mamy, jakie usłyszałam to: „Nie jest źle, jest OK” – przywołuje Joanna Hauser-Mirowska.
Po siedmiu dniach pobytu w szpitalu pani Anna została wypisana. Lekarz prowadzący uznał, że dalej może być leczona w domu. Jednak jej stan zdrowotny wymagał przewiezienia jej karetką.
- Uprzedzono mnie o tym, że ma zespół otępienny, była bez kontaktu. Do dzisiejszego dnia zadaję sobie pytanie, czy ona w ogóle była świadoma, że trafiła do domu – zastanawia się Hauser-Mirowska.
- Mama mówiła, że próbowała nakarmić babcię, dać jej pić łyżeczką. Ale wszystko wylewało się drugim kącikiem ust – mówi Dominika Gajda, wnuczka pani Anny.
- Lekarz zalecił dietę cukrzycową i regularne przyjmowanie leków, które doktor przepisał w formie leków wziewnych i tabletek. Lekiem wziewnym trzeba się bardzo mocno zaciągnąć do płuc. A jeżeli ona jest bez kontaktu, nie połyka, to w takim układzie, niech ktoś mi odpowie na pytanie, jak podać te leki? – mówi pani Joanna.
- Mam wrażenie, że pozbyli się trochę problemu. Czasami się zastanawiam, jak oni w ogóle pomagali w tym szpitalu – dodaje wnuczka pani Anny.
Pani Anna po 10 godzinach w domu zmarła.
- Było parę minut przed 22, jak zorientowałam się, że coś jest nie tak. Weszłam do pokoju, zdążyłam złapać ją za rękę, dwa razy powiedziałam: „mamo” i odeszła – przywołuje pani Joanna.
Wypis
Po jej śmierci kobiety okazało się, że wypis ze szpitala zawiera błędy. Podpisało się pod nim dwóch lekarzy prowadzących i ordynator oddziału.
- Napisano, że pacjentka była niezaszczepiona. To nieprawda, była dwukrotnie szczepiona i szykowała się na trzecią dawkę – wskazuje pani Joanna. I wylicza dalej: - Wskazano, że ma dietę cukrzycową i potrzebne jest regularne zażywanie leków. Mama nigdy nie chorowała na cukrzycę. W tym wypadku robiono jej badania glukozy po podaniu sterydów. I tak się dzieje, że glukoza wychodzi wtedy dosyć wysoka. Ale wydaje mi się, że lekarz powinien to wiedzieć. Ponadto opisano, że saturacja była na poziomie 98 proc., a chory w tak zaawansowanym stanie nie ma możliwości saturacji na takim poziomie. W najlepszych dniach i najlepszych momentach mama miała saturację na poziomie 90 proc.
- Z kolei w dokumentach brak jest POChP, czyli podstawowej choroby, na którą chorowała moja mama – podkreśla pani Joanna.
RPP i prokuratura
Rodzina zmarłej zawiadomiła prokuraturę oraz Rzecznika Praw Pacjenta, prosząc o interwencję. Bliscy zmarłej chcą się dowiedzieć, dlaczego doszło do tak wielu pomyłek w dokumentacji, a przede wszystkim, czy stan zdrowia pani Anny pozwalał na wypisanie jej ze szpitala.
- W sytuacji kiedy stan pacjenta jest ciężki klinicznie, pacjent jest chory, w tym chory na COVID, ma liczne choroby współistniejące i jest niestabilny, wówczas nie należy wypisywać pacjenta z podmiotu leczniczego – podkreśla Urszula Rygowska-Nastulak z biura Rzecznika Praw Pacjenta.
- Analiza całej dokumentacji medycznej, którą udostępni nam podmiot leczniczy, pozwoli ocenić nam, czy faktycznie doszło do błędów – dodaje Rygowska-Nastulak.
Sprawą zajęła się również prokuratura.
- W związku ze złożonym zawiadomieniem przez córkę zmarłej, która podnosi, że dopatruje się niedopełniania obowiązków przez lekarza prowadzącego pacjentkę, które to niedopełnienia mogły skutkować jej zgonem, zostało wszczęte postępowanie przez Prokuraturę Okręgową w Piotrkowie Trybunalskim – mówi Magdalena Czołonowska-Musioł, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.
Kontrola wewnętrzna
W tamtejszym szpitalu prowadzona jest kontrola wewnętrza. Badany jest przebieg leczenia i decyzje podejmowane przez lekarza prowadzącego.
- Lekarz twierdzi, że pacjentka nie była wypisana w stanie agonalnym. Że kondycja i stan zdrowia pacjentki w dniu wypisu były takie, że możliwe było dalsze leczenie w warunkach domowych – twierdzi Aneta Grab, rzecznik Szpitala Wojewódzkiego w Piotrkowie Trybunalskim.
Co z błędnymi informacjami, które znalazły się w wypisie ze szpitala?
- W epikryzie wypisu widnieją pewne informacje, których lekarz prowadzący nie wpisał do karty informacyjnej. Nie ma informacji o obturacyjnej chorobie płuc i to należy ująć jako błąd przy sporządzaniu dokumentacji medycznej przez lekarza prowadzącego – mówi Aneta Grab. I dodaje: - Szpital cały czas tę sprawę wyjaśnia. Przekazuję serdeczne wyrazy współczucia rodzinie.